17.10.2020

„Na wschód od gór” David Guterson

 

Akcja liryczno-brutalnej powieści „Na wschód od gór” Davida Gutersona dzieje się w październiku, najprawdopodobniej ostatnim w życiu Bena. Ten siedemdziesięcioparolatek choruje na raka okrężnicy z przerzutami. Jako lekarz dobrze wie, co go czeka – coraz obfitsze wymioty, odwodnienie, infekcja bakteryjna od cewnika, karmienie przez kroplówkę, perforacja jelita, pęknięcia kości, odleżyny, zapalenie płuc, duszności i oczywiście narastający ból. Nie chcąc przechodzić przez takie męczarnie, postanawia popełnić samobójstwo. Bierze więc dwa ukochane brytany i wyrusza do „krainy jabłek”, by zakończyć życie w tym samym miejscu, w którym je rozpoczął. Jego wędrówka oraz snute podczas niej wspomnienia stanowią dla autora okazję, by ukazać warunki, w jakich żyją mieszkańcy stanu Waszyngton, oraz piękno tamtejszej przyrody. 

Podróż nie przebiega według planu, bo Ben ciągle wpada w tarapaty, spotyka dziwnych ludzi, pomaga komuś albo sam potrzebuje pomocy. Mimo to wytrwale, samochodem lub pieszo, oddala się od Seattle, a zbliża do miasteczka Wenatchee. Nocuje pod gołym niebem, w motelu, w prymitywnej chatce przeznaczonej dla zbieraczy owoców. Takie chatki pamięta z dzieciństwa, gdyż urodził się w rodzinie producentów jabłek. Od małego je zrywał, zbijał skrzynki, zawierał znajomości z sezonowymi pracownikami. Jednak nie kontynuował pracy rodziców, wołał zostać kardiochirurgiem i mieszkać w Seattle. W trakcie opisanej w książce podróży wspomina, jak mijane miejsca wyglądały przed laty. Koryto rzeki było na przykład mniejsze, a budynek szkoły przeciągano z posiadłości do posiadłości.

Powieść Gutersona nie należy do optymistycznych czytadeł z serii „rak to nie wyrok, a umierający też mogą być szczęśliwi”. Bohater podczas swojej kariery lekarskiej wielokrotnie musiał pocieszać pacjentów z chorobami terminalnymi. Pouczał ich wtedy, że w obliczu śmierci drobne kłopoty przestają mieć znaczenie, że widzi się to, co naprawdę ważne. Ale mówił to z pozycji człowieka, który sam śmierci nigdy się nie bał. Teraz żadne pocieszenia do niego nie docierają, myśli o nieuchronnym końcu wypierają wszystkie inne. Jest przerażony, zrozpaczony. Będąc w takim stanie psychicznym, samobójstwa nie uważa za tchórzostwo, bo przecież „w znoszeniu bólu nie było żadnej prawdziwej dzielności, a tylko lęk przed alternatywą dla bólu – kresem wszystkiego”*.

Autor ewidentnie interesuje się medycyną, bo wkłada do książki mnóstwo wątków medycznych. Szczegółowo opisuje trudny poród, operację serca, zszywanie mocno pokaleczonego psa, katusze osoby z nowotworem, cierpienia chłopca mającego nieokreśloną chorobę płuc. Co rusz któryś z bohaterów krwawi, kaszle, ma nieznośne bóle, a i zwierzętom dzieje się krzywda. W jednej scenie czytamy o polowaniu na ptaki, w innej na jelenie, w jeszcze innej o tym, jak sfora psów zagryza zniedołężniałego brytana. Wszystko to opisane zostało dokładnie, z mnóstwem szczegółów. Można powiedzieć, że Guterson nie skąpi czytelnikowi przykrych wrażeń, ukazuje życie w całej brutalności. 

I na koniec taka refleksja: Ben, który kilometrami dźwiga rannego brytana, chce wywieźć swoje psy daleko od domu i na ich oczach się zabić. Współczuje rannym ptakom, ale nie może się powstrzymać, by do nich nie strzelać, bo w jego przekonaniu polowanie to wspaniały sport. Wydawać by się mogło, że takie zachowania i uczucia kłócą się ze sobą, jednak trzeba pamiętać, że bohater dorastał w epoce wolnej od tych sprzeczności. Wtedy ludzie mogli uważać się za miłośników przyrody, a jednocześnie dewastować ją bez cienia refleksji. Mogli lubić zwierzęta, a jednocześnie bez skrupułów je zabijać. 

---

* David Guterson, „Na wschód od gór” („East of the mountains”), przeł. Paweł Lipszyc, Zysk i S-ka, 2003, s. 21.

17 komentarzy:

  1. Zupełnie nie słyszałam o autorze i nie wiem czy dam mu szansę - chociażby ze względu na szereg innych książek, które czekają na półkach, na moim regale do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też o tym autorze wcześniej nie słyszałam. :) Napisał jeszcze „Cedry pod śniegiem”, które są chyba bardziej znane od „Na wschód od gór”.

      Usuń
    2. No widzisz...czasem pośród różnych można trafić na prawdziwe perełki, które są mało znane, albo niedoceniane.

      Usuń
    3. To prawda. I zawsze wtedy jest przykro, że taka dobra książka, a czytelnicy ją lekceważą.

      Usuń
    4. Dokładnie, dlatego warto jest odnajdywać sobie takie perełki i o nich wspominać na blogach:)

      Usuń
  2. Ciekawe, ciekawe. Czytałem już tego typu powieści, tj. gdy główny bohater zdaje sobie sprawę z rychłej śmierci i jakoś próbuje zagospodarować pozostały czas ("Osaczony" Petru Popescu, "Wyrok śmierci na życzenie" Masahiko Shimady). Aż korci żeby sprawdzić jak na tle wspomnianych lektur prezentuje się David Guterson.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kilka takich powieści czytałam, na przykład „Oksanę” Odojewskiego, „Śmierć pszczelarza” Gustaffsona, „Domowy poradnik umierania” Debry Adelaide. Dwie pierwsze książki oceniam bardzo wysoko, trzecia jest dość słaba. Bohater „Oksany” też ma raka i też, zamiast leżeć w szpitalu, wyrusza w podróż. Kiedyś bardzo mnie ciągnęło do książek o śmierci, teraz rzadko po nie sięgam.

      Usuń
  3. Myślę, że po nią sięgnę. Czytając twoją recenzję na myśl przyszła mi książka ,,Życie za wszelką cenę". To też nie była optymistyczna książka. Raczej smutno gorzka historia, w której autorka okazała brutalne oblicze choroby.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze żadnej książki Genovej nie czytałam, nawet słynnego „Motyla”. Dzięki za podrzucenie tytułu. A po „Na wschód od gór” warto sięgnąć. To nie tylko zapis uczuć śmiertelnie chorego człowieka, ale i piękny opis podróży.

      Usuń
  4. Na początku pomyślałam, że to nie jest książka dla mnie, trochę obawiam się takich przykrych wrażeń, ale myślę jednak, że mogłabym dać jej szansę. Po Twojej recenzji chciałabym poznać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że by Cię zainteresowała. A główny bohater daje się lubić. Choć jest tak ciężko chory, nie użala się nad sobą.

      Usuń
  5. Brzmi interesująco. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnym tematem - droga ku samobójstwu. Bardzo spodobała mi się też Twoja końcowa dywagacja dotycząca sprzeczności miłośników przyrody. I tak się teraz zaczęłam zastanawiać, co też te psy musiałby zrobić po ewentualnej śmierci pana? Zapisuję tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka rzeczywiście jest interesująca, czytałam ją z niesłabnącą uwagą. :)
      Los psów byłby tragiczny. Po pierwsze przeżyłyby traumę, po drugie raczej nie zdołałyby same wrócić do domu, umarłyby z głodu, zostały zagryzione przez dzikie zwierzęta lub zastrzelone przez farmerów. Właśnie to mnie gniewało w bohaterze: skoro chce popełnić samobójstwo, niech popełnia, ale po co mieszać do tego psy?...

      Usuń
  6. Z Twojej recenzji od razu nasunęła mi się myśl, że autor wzorował się bodajże na pozytywizmie. Szczególnie pod względem odwzorowywania brutalnej, prawdziwej rzeczywistości. Książka bardzo przypadła mi do gustu, z pewnością można powiedzieć, że nie jest to typowa tematyka i zawiera wiele aspektów psychologii nie tylko głównej postaci, ale również jego otoczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, autor nie porusza typowych tematów, a opisy ewidentnie są naturalistyczne. Mnie najbardziej zapadł w pamięć opis zszywania psa. Strach było o tym czytać, a jednocześnie nie mogłam się od czytania oderwać. :)

      Usuń
  7. Widzę, że nie tylko mnie zastanowił wątek psów pozostawionych na pastwę losu po śmierci bohatera. Samej książki nie przeczytam, bo aktualnie jestem w stanie otrząsania się po stracie zwierzaka. Było to konieczne (białaczka), ale i tak boli. Poza tym mam wrażenie, że autor pastwi się nad czytelnikiem, pokazując mu taką brutalność. Życiową, realną, ale czy ja chcę o tym czytać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla osoby pogrążonej w żałobie po zwierzęciu ta książka nie będzie odpowiednia. Z tym że – trochę zaspojleruję – psy nie zginęły w taki sposób, jak planował bohater. Coś innego się tam wydarzyło. Czy autor się pastwi? Owszem, można to tak nazwać. Na szczęście pokazuje też kilka przykładów ludzkiej dobroci.

      Czytałam o śmierci Twojego kota, ale nie wiedziałam, co napisać... Nie umiem pocieszać, zresztą uważam, że w takich sytuacjach żadne pocieszenia nie pomogą, pomóc może jedynie upływ czasu. W naszym domu przed kilkoma dniami też zmarło zwierzę – sympatyczny, bardzo chorowity gryzoń. Do dziś klatka stoi na swoim zwykłym miejscu... tyle że pusta. Jakoś nie mogę się zebrać, by wynieść ją do piwnicy.

      Usuń