23.04.2018

„Na wieży” Gert Hofmann


Niemieckie małżeństwo z „Na wieży” Gerta Hofmanna podczas zwiedzania Sycylii przypadkowo trafia do Dikaiarchaeii. Turyści rzadko tu przyjeżdżają, bo w miasteczku nie ma ani dostępu do morza, ani żadnych zabytków. Na domiar złego wszystko jest zdewastowane i przerażająco brudne. Młodzi Niemcy już po kilku minutach czują obrzydzenie, ale nie mogą uciec, bo ich samochód z popsutym sprzęgłem stoi w miejscowym warsztacie. Wynajmują więc pokój w hotelu, lecz cóż to jest za pokój! Ciasny, duszny, bez łazienki, z łóżkiem, po którym łażą insekty. 

Jakby tych nieszczęść było mało, małżonków nagabuje plujący śliną i ociekający potem Włoch. Mówi on biegle po niemiecku, przedstawia się jako kustosz i zmusza ich do zwiedzania okolicy. Wloką się więc w obezwładniającym upale i oglądają wątpliwe atrakcje, takie jak rynek, cuchnąca wieża i nieczynny już dom podrzutków. W murze otaczającym ten dom widnieje otwór przeznaczony do zostawiania niechcianych noworodków. Niejedna matka wykorzystywała Okno Życia do pozbycia się starszego dziecka. A ponieważ kilkulatki broniły się i nie mieściły w malutkiej dziurze, nierzadko lądowały po drugiej stronie z pokaleczoną głową i połamanymi kończynami. 

Powieść ma formę pamiętnika pisanego przez Niemca. Uwagę zwraca dość oryginalny styl. Narrator używa mnóstwa wykrzykników, często okazuje emocje i wciąż narzeka na kustosza, ale swoich niegodziwości nie dostrzega. To człowiek pozbawiony moralności; gdyby urodził się kilkadziesiąt lat wcześniej, na pewno bez cienia refleksji zabijałby „podludzi”. Lubi w wakacje przyjeżdżać na Południe i patrzyć na nędzę ludzką, a także wykorzystywać seksualnie dzieci. Płaci tym dzieciom, więc w swoim mniemaniu nie czyni im krzywdy. A jak traktuje żonę! Dowiedziawszy się, że Maria jest w odmiennym stanie, wpada w szał. Żąda, by usunęła ciążę, skakała po kamienistej drodze i robiła różne rzeczy, które mogłyby sprowokować poronienie. Ba, posuwa się nawet do przemocy:
Objąłem ją silnie wpół i moimi długimi, w każdym razie nieco dłuższymi niż jej i mocniejszymi nogami robię nagle duży krok, skaczę nieomal i szarpię ją, ciągnę i porywam za sobą. Nie spodziewała się tego i zaczyna krzyczeć, potyka się, ba, upada*.
Agresja wobec ciężarnej nie jest jednymi okrucieństwem przedstawionym w powieści. Znajdziemy tu także wątek dzieci znęcających się nad zwierzęciem, a w zakończeniu autor mówi o kolejnym barbarzyństwie. Wyjaśnia się, dlaczego wokół wieży stoją krzesła i w jak kontrowersyjny sposób mieszkańcy miasteczka próbują zwabić turystów. Gert Hofmann dość ostro krytykuje zarówno ludzi takich jak kustosz, jak i gości z bogatych krajów, którzy żądają coraz to nowych atrakcji i lubią sycić oczy cudzym nieszczęściem. 

W „Na wieży” panuje klimat jakby z koszmaru sennego. Wszystkie opisane miejsca są skrajnie ohydne. Postacie zachowują się dziwnie, dorośli tupią nogami albo klaszczą w ręce, kustosz wciąż dotyka swoich miejsc intymnych i nikogo to nie szokuje. W Dikaiarchaeii króluje bezprawie, nikt nie wzywa policji, by zbadała okoliczności wypadku, a osób ginących w podejrzanych okolicznościach nie ogląda lekarz sądowy. Powieść jest oryginalna, niepokojąca i mocno działa na wyobraźnię. Warto po nią sięgnąć, mimo że pozostawia czytelnika w przykrym nastroju i zniechęca do podróżowania na Sycylię. 

Moja ocena: 5/6.

---
* Gert Hofmann, „Na wieży” („Auf dem Turm”), przeł. Karolina Niedenthal, PIW, 1987, s. 62.

12 komentarzy:

  1. Czytałem tę książkę 2 lata temu i przyznaję, że na mnie również wywarła dość piorunujące wrażenie. Klimat sennego koszmaru, o którym wspominasz, bardzo mocno skojarzył mi się z dziełami Franza Kafki oraz Kōbō Abe - podobny niepokój, a jednocześnie dziwna niemoc i bezwład bohaterów, nie potrafiących i nie mogących wyrwać się do świata, do którego przypadkiem wkroczyli.

    A to, co się działo na wieży ma wg mnie b. symboliczne znaczenie i wiąże się z krytyką współczesnej turystyki, która nastawiona jest na błahe podniety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Małżonkom udało się wyrwać z Dikaiarchaeii po upływie doby, więc nie było z nimi aż tak źle, jak z bohaterem „Kobiety z wydm”. :) Przerażająca jest bezwolność Marii. Ta osoba niemal się nie odzywa. Jako ciężarna nie ma sił na chodzenie w upale, jednak nauczona jest słuchać męża i wlecze się za nim po miasteczku, wdrapuje na wieżę... A co do narratora, odniosłam wrażenie, że miał mieszane uczucia: z jednej strony chciał uciec z piekielnego miasteczka, z drugiej – gotów był chodzić za kustoszem, bo miał nadzieję, że wymęczona, zestresowana żona straci dziecko.

    Ja właśnie po zapoznaniu się z Twoją recenzją postanowiłam sięgnąć po „Na wieży”. Niesamowita książka. Długo będę ją pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że poczułaś się zaintrygowana i bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się sięgnąć po książkę, właśnie po moim tekście. Podzielenie się wrażeniami z powieści, która wywarła na nas wielkie wrażenie i odkrycie, że dla kogoś innego, to równie intrygująca lektura, to zawsze frajda ;)

      Usuń
    2. To ja jeszcze dodam, że „Na wieży” nie jest pierwszą książką, po którą postanowiłam sięgnąć po przeczytaniu Twojej recenzji. Skusiłam się też na „Pożegnanie Matiory” i kilka innych. :)

      Usuń
  3. Lubię oryginalne powieści, ale w tej chwili nie mam ochoty na takie klimaty. Niemniej recenzja zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka ma wiele zalet, ale nie wprawia w dobry humor. :)

      Usuń
  4. Naprawdę mnie zaintrygowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam ale skoro dobra opinia, to zapisuję książkę na moja listę do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna książka, o której wcześniej nie słyszałam. Mnie też zaintrygowałaś i chętnie po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ta ciekawa książka znajdzie czytelniczkę. :)

      Usuń