Bardzo lubię literaturę skandynawską, zobaczywszy więc w bibliotece „Skrawki” Sigrid Combüchen, szybko je wypożyczyłam. Po przeczytaniu zajrzałam do internetu. Byłam pewna, że tak dobra, wartościowa powieść doczekała się wielu recenzji. Okazało się, że jest tylko jedna, króciutka. Szkoda!
O czym więc są te „Skrawki”? Sigrid Combüchen przedstawia w nich dzieje znajomości z czytelniczką o imieniu Hedda, która przed laty napisała do niej, twierdząc, że na zamieszczonym w powieści zdjęciu rozpoznała swoją rodzinę. Pod wpływem impulsu pisarka skłamała, że obecnie mieszka w dawnym domu Heddy, i zaczęła wypytywać o wydarzenia z przeszłości. Naiwna czytelniczka uznała, że to bardzo uprzejme ze strony Sigrid. Przez dziesięć lat korespondowania nie przyszło jej do głowy, że „przyjaciółka” wyciągała z niej zwierzenia tylko po to, by wykorzystać je w kolejnej powieści. Kłamała, manipulowała Heddą, a jeśli nie udało jej się bez wzbudzenia podejrzeń zdobyć wiadomości na jakiś temat, posiłkowała się wyobraźnią. I właśnie ta na pół wymyślona, na pół zrekonstruowana opowieść o młodości Heddy zajmuje lwią część „Skrawków”.
Combüchen skupiła się przede wszystkim na okresie, kiedy dziewczyna poczuła, że dusi się w rodzinnym Lund i musi wyjechać „w świat”, czyli do Sztokholmu. Atmosfera rodzinna, próby zostania aktorką, tragiczne warunki mieszkaniowe w stolicy, namiętna miłość, utrata dziewictwa, szukanie męża – wszystkie te wydarzenia autorka opisała w sposób drobiazgowy, a zarazem niewykle zajmujący. Najciekawsze fragmenty książki to te przedstawiające spotkania z Luigim. Trzeba przyznać, że o erotyce Combüchen umie pisać bardzo pięknie i delikatnie.
Najbardziej poruszający wątek opowiada o chorobie nowotworowej trzynastoletniego brata bohaterki. Nie poczytamy o doskonałej rodzince z poświęceniem opiekującej się umierającym. W „Skrawkach” jest realistycznie i okrutnie. Rodzice nie dają sobie rady z problemem, wyjeżdżają, zostawiając syna, udają, że nic złego się nie dzieje. Nie wolno nawet wymówić słowa „rak”. W efekcie Åke doświadcza ogromnej samotności. Przeczuwa, że wkrótce umrze, ale nie ma z kim o tym porozmawiać. Nawet Hedda, ta dobra, wrażliwa Hedda, w krytycznym okresie wyjeżdża na podbój Sztokholmu. Usprawiedliwia się sama przed sobą, że po powrocie poświęci bratu dużo czasu. Nie przyjmuje do wiadomości, że żadnego „potem” już nie będzie...
Język chwilami zachwyca, a chwilami drażni nieuzasadnionymi powtórzeniami wyrazów. Trudno powiedzieć, czy to wina autorki, czy Dominiki Góreckiej. Szkoda, że w książce znalazły się błędy. „Nie mogły niczego przełknąć, tylko piły w milczeniu”[1] – napisała tłumaczka, a przecież powinno być: „Nie mogły przełknąć żadnego stałego pokarmu, tylko piły w milczeniu”. „Na dużym palcu prawej skarpety Luigiego też była dziura, znacznie większa, ale przynajmniej zakrywała jej własne. Kiedy jeszcze tego samego wieczoru przed powrotem do domu zdjęła ją, uparła się”[2]. Zdjęła dziurę? I o co chodzi z tym zakrywaniem własnych?
„Skrawki” to zajmująca, niebanalna powieść o przełomowym okresie życia dziewczyny z prowincji, ze Szwecją z późnych lat trzydziestych w tle, oraz o procesie twórczym. Zaciekawi czytelników lubiących powolną akcję i drobiazgowe opisy wydarzeń. Prowokuje do dyskusji o moralności pisarzy. Czy wolno postępować tak jak Sigrid? Czy warto zwierzać się autorom? Skąd możemy mieć pewność, że nasze tajemnice nie posłużą im za materiał do kolejnej książki? Wszak pisarze kradną. Kradną czyjeś życiorysy, przemyślenia, powiedzonka. Tak to już jest.
---
[1] Sigrid Combüchen, „Skrawki” (oryg. „Spill: En damroman”), przeł. Dominika Górecka, W.A.B., 2016, str. 82.
[2] Tamże, str. 326.
Czasami piękne, wartościowe książki giną w natłoku innych, bardziej reklamowanych,a szkoda. Tę chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńWydano ją w kwietniu, teraz mamy koniec grudnia... Dziwne, że nikt o niej nie napisał. Książka warta przeczytania. Jest gruba, ma ponad pięćset stron. Czytałam ją przez tydzień. :)
UsuńJa tylko w kwestii formalnej :-). Gdybyś blogowała od kilku miesięcy to Twoją wiarę w to, że dobra, wartościowa powieść doczekała się w internecie wielu recenzji jeszcze bym zrozumiał. Ale po 4 latach pisania bloga?! W blogosferze wielu recenzji doczekać się może tylko książka, którą wydawca rozesłał do "współpracujących" blogerów. Wówczas jak najbardziej, przeczytać można zachwyty na temat największego nawet knota byleby tylko otrzymanego za darmo.
OdpowiedzUsuńSłusznie prawisz. :) Z drugiej strony dziwne, że wydawca nie dał blogerom czy krytykom ani jednej książki do recenzji. I tłumaczka o to nie zadbała. A powinna być przynajmniej minimalna promocja. To już Psychoskok i Novae Res bardziej dbają o swoich autorów...
UsuńOkazuje się, że jednak jest jedna króciutka recenzja. :)
UsuńMoże WAB naiwnie sądzie, że dobra książka sama się obroni i jest ponadto by okupywać się takimi chwytami. Zresztą nie wiadomo jaka jest ich skuteczność bo w standardowe zapewnienia w rodzaju "muszę koniecznie przeczytać" jakoś niespecjalnie wierzę.
UsuńSwoją drogą, ciekawe jakie są wyniki sprzedaży "Skrawków". To, że w necie nie ma zbyt wielu recenzji, nie oznacza jeszcze, że książka nie jest chętnie kupowana. Biorąc temat od podszewki, zdarzyło mi się spotkać w Składzie Tanich Książek niejedną pozycję, nad którą tuż po wydaniu, blogerski świat piał z zachwytu (jako pierwszy z brzegu przykład przychodzi mi do głowy "Uśpiony głos"). Wychodzi na to, że blogosfera nie jest wiarygodnym wskaźnikiem popularności danego utworu :)
Usuń@Marlow
UsuńTrudno powiedzieć, co myśleli pracownicy wydawnictwa. Sprzedaż książki zależy m.in. od dystrybucji i reklamy. Jeśli nie ma reklamy, wiadomo, czym to się skończy. Gdyby przynajmniej nazwisko autorki było znane! Ale to pierwsza jej książka na naszym rynku.
@Ambrose
Spójrzmy na liczbę ocen. Biblionetka: dwie oceny. LC: przeczytało sześć osób. To tragicznie mało! Zgadzam się, że blogosfera nie jest dobrym wskaźnikiem popularności. Bywa tak, że książka ma kilkadziesiąt pochwalnych recenzji, ale wzięły się one stąd, że autor wysłał książki starannie wybranym blogerom (czyli takim, którzy zawsze chwalą i albo nie zauważają słabych punktów, albo je przemilczają) i do tego sam pisze sobie recenzje.
Więc pewnie nie zdziwisz się, że nigdy nie słyszałam o tej książce :) Niestety tak już jest, że nie jesteśmy wychwycić wszystkiego, czego byśmy chcieli. Dlatego cieszę się, że są jeszcze takie blogi jak Twój, bo nie same bestsellery są na świecie.
OdpowiedzUsuńNie miałabym nic przeciwko temu, by „Skrawki” stały się bestsellerem. :) Ale na to nie liczę. Wiem, że wiele osób uzna, że nie wiadomo, o co w tej książce chodzi i że autorka pisze zbyt drobiazgowo. Niektóre opisy (np. Hedda na planie filmowym, Hedda w mieszkaniu Luigiego) są bardzo długie i szczegółowe. Dodam jeszcze, że w roku 2010 „Skrawki” otrzymały nagrodę Augustpriset. W Szwecji jest to ważna nagroda.
UsuńBolesna powieść, ale warto ją poznać z tego co piszesz.
OdpowiedzUsuńDo pięciu najlepszych książek roku jej nie zaliczę, ale jest całkiem, całkiem. Lepsza od wielu reklamowanych powieści. Autorka wydaje mi się bardzo interesująca. :)
UsuńNo proszę, ta książka kilkakrotnie spoglądała na mnie w księgarni, a ja za każdym razem się od niej odsuwałam, wybierałam coś innego. Teraz żałuję, tym bardziej, że pomimo zajmującego tematu nie zainteresowała krytyków i blogerów (może trochę inaczej jest z czytelnikami?).
OdpowiedzUsuńA błąd z piciem bez przełykania niesamowicie mnie rozbawił ;)
„Skrawki” przyjemnie mnie zaskoczyły, powtórzę je sobie kiedyś. Wydaje mi się, że książce wyszłoby na dobre, gdyby wydawca nadał jej bardziej intrygujący tytuł. Bo tytuł „Skrawki” niezbyt zachęca do czytania... Błąd z przełykaniem był zabawny. A w innym miejscu pojawiło się zdanie, że Luigi spojrzał „tyłem głowy”. :)
Usuń