„Powiedziała, że nie żałuje” to powieść o wiośnie roku 1945 i o fińskich kobietach pieszo wracających z wojny. My w Polsce mamy takie skojarzenie, że kobiety wracające z wojny to byłe więźniarki obozów koncentracyjnych, smutne, skrajnie wygłodzone ofiary Hitlera. Tymczasem bohaterki powieści niezbyt przystają do takich wyobrażeń. Nikt ich nie więził, nikt nie zmuszał do opuszczenia ojczyzny. Kiedy Finlandia zawarła rozejm z ZSRR i zaczęła usuwać ze swojego terytorium stacjonujące tam wojska niemieckie, kobiety te dobrowolnie poszły za nimi, by wyświadczać żołnierzom rozmaite przysługi, nie tylko seksualne, bo też wzięły na siebie ciężar prania mundurów i pielęgnacji rannych. Nie przejmowały się okrucieństwem okupantów wobec ludności krajów podbitych ani nawet tym, że wycofując się, równali z ziemią Laponię. Aż tu nagle spotkała je przykra niespodzianka: Niemcy zaczęli być odsyłani do obrony Berlina, z myśliwych zmienili się w zwierzynę. Kobiety zaś zostały same wśród wrogo do nich nastawionych Norwegów. Niektóre z tych Finek ze strachu przed przyszłością popełniły samobójstwo, inne biernie tkwiły w obozach jenieckich, a jeszcze inne postanowiły samodzielnie wrócić do domu. I takie właśnie desperatki, pragnące pieszo wrócić do swoich domów, stały się bohaterkami powieści.
Jest ich pięć: Aili, Katri, Siiti, Veera Irene. Jedna z nich to staruszka, druga nastolatka, pozostałe są w średnim wieku. Jedna uwodziła mężów sąsiadek, inna uciekła od opieki nad młodszym rodzeństwem, a jeszcze inna od małżeńskiej nudy. Różni je wiele, a łączy jedno – kompletny brak doświadczenia w podobnych wędrówkach. Żadna nie wie, gdzie szukać żywności, jak nocować pod gołym niebem, jak unikać min. Na domiar złego aura im nie sprzyja, leje deszcz, prószy śnieg. Ale skoro wyruszyły, nie mają innego wyjścia jak posuwać się do przodu. Autor skrzętnie opisuje cierpienia, jakich zaznają podczas tej podróży, rejestruje też ich wspomnienia i odczucia, a wśród tych odczuć bynajmniej nie dominuje skrucha. W miarę zbliżania się do stron rodzinnych w bohaterkach narasta podejrzenie, że droga jest jednak bezpieczniejsza niż powrót, że prawdziwa gehenna zacznie się dopiero wtedy, gdy staną przed rodziną czy przed urzędnikami. Jak usprawiedliwić swoją nieobecność, swoje romanse z nazistami? Zaczyna się więc szukanie wymówek, wymyślanie kłamstw, a tym samym fałszowanie historii. Zresztą oprócz strachu powracające kobiety czują też nieśmiałą nadzieję, że może jednak nikt nie będzie ich oskarżał o współpracę z Trzecią Rzeszą, w końcu większość Finów przejawiała sympatie proniemieckie. „Wszyscy uważali, że wojna jest korzystna albo przynajmniej potrzebna”[1].
Opisom mozolnej wędrówki towarzyszą liryczne opisy Laponii, pełnej spalonych wsi, kraterów po minach, zbiorowych mogił. Rovaniemi, przedtem tętniące życiem, teraz jest przeraźliwie głodne i nędzne. Wszystkie budowle zniknęły, pozostały tylko sterty gruzów i potłuczone szkło. Mieszkańcy klecą tymczasowe schronienia, grzebią w ruinach, próbują jakoś utrzymać się przy życiu. I szukają kozła ofiarnego, na którym mogliby wyładować wściekłość. Czy nie staną się nim kobiety?...
Tommi Kinnunen bardzo dba o to, by pokazać, jak okrutnie potraktowano fińskie kobiety, a jak łagodnie mężczyzn. „Nasi chłopcy też poszli z Niemcami. I co? Ich również pędzono ulicami jak bydło?”[2] – złości się jedna z bohaterek. „Finowie, którzy walczyli u boku armii niemieckiej, mają swoje towarzystwo pamięci, natomiast z pracującej dla tej samej armii Finek zrobiono po wojnie albo kurwy, albo nastolatki, którym miłość uderzyła do głowy”[3] – zauważa w przedmowie autor i pyta: „Dlaczego czyny mężczyzn usprawiedliwia się rozkazami z góry, a kobiety obarcza się odpowiedzialnością indywidualną?”[4].
Szkoda tylko, że pisarz nie przemyślał sprawy wyżywienia bohaterek, bo nie sposób się doliczyć, co jadły podczas swojej długiej wędrówki. Z obozu jenieckiego zabrały jedynie kilka kromek chleba, potem znalazły trzynaście konserw i można odnieść wrażenie, że te puszki w cudowny sposób się rozmnażały. Po wielu dniach wędrówki narrator stwierdza: „Musiały więc maszerować, póki jeszcze miały konserwy”[5]. A przecież gdyby nawet jadły na spółkę tylko po jednej dziennie, to i tak powinno im ich zabraknąć.
„Powiedziała, że nie żałuje” to dobra powieść, pokazująca wojnę z perspektywy Finów, chaos roku 1946, stawiająca pytania o stopień winy takich kobiet jak Veera czy Irene. A co myśmy takiego zrobiły? – buntuje się jedna z bohaterek. Jest w powieści taka scena: Irene z koleżankami wchodzi do mijanej po
drodze chaty, by odpocząć, ale pojawia się gospodarz, patrzy na ich
ogolone głowy, domyśla się prawdy, każe im się wynosić. Narrator
(trzecioosobowy, neutralny) komentuje to w następujący sposób:
mężczyzna jest złamany przez wojnę i dlatego tak się zachowuje. Można się domyślić, że według autora właściwym zachowaniem byłoby rozczulanie się nad tymi „biedactwami” i oddanie im ostatniego kawałka chleba. Tommi Kinnunen ewidentnie chce ocieplić wizerunek „niemieckich kurew”, przekonać czytelnika,
że miały bardzo ważne powody, by pójść za hitlerowcami (bo na przykład nudziły się przy mrukliwym mężu), poza tym skąd mogły wiedzieć, że ci mili chłopcy to zbrodniarze wojenni? A jeśli nawet coś zauważały, to przecież psychika
człowieka tak działa, że niewygodne obserwacje spycha w podświadomość. I wreszcie jak można oskarżać Finki, skoro ich mężom, ojcom i synom nie wypomina się przyjaźni z Niemcami?
Ten ostatni argument jest rozbrajający. Tak więc powieść na pewno warto przeczytać, ale trzeba podejść do niej ostrożnie.
Moja ocena: 4/6.
---
[1] Tommi Kinnunen, „Powiedziała, że nie żałuje”, przeł. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Poznańskie, 2023, s. 298.
[2] Tamże, s. 222.
[3] Tamże, s. 13.
[4] Tamże, s. 13-14.
[5] Tamże, s. 234.
Tym razem lektura nie dla mnie, czuję, że nie byłoby między nami chemii niezbędnej dla przyjemności czytania.
OdpowiedzUsuńJa za powieściami drogi nie przepadam, ale tę akurat czytałam z ciekawością. :) Ale bohaterki wywoływały we mnie sprzeczne uczucia. Trochę, owszem, było mi ich szkoda, ale nie umiałam zapomnieć, że pomagały nazistom i przymykały oko na ich zbrodnie.
UsuńOj, ależ Ci się ciekawa pozycja trafiła. Generalnie wojenne wybory nigdy nie są łatwe, tym bardziej, że w przypadku Finów czy Bałtów, z jednej strony Niemcy nie traktowali tej ludności tak źle jak choćby Słowian (czyli jak kogoś gorszego sortu, w dalszej perspektywie skazanego na eksterminację), z drugiej zaś Finowie mieli za sobą wojnę z ZSRR, czyli zadziałała tutaj stara zasada wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
OdpowiedzUsuńNo i ogromny plus dla autorki za zasygnalizowanie jak nierzadko niesprawiedliwie ocenia się dane decyzje przez pryzmat płci - jeżeli tę samą rzecz robi mężczyzna, jest to jeszcze akceptowalne, gdy zaś kobieta, to jest już to godne pogardy czy krytyki.
Tommi Kinnunen to nie autorka, tylko autor. :) Ale – i tutaj ciekawostka – ma męża. W przedmowie aż dwa razy wspomniał o tym mężu.
UsuńMasz rację, w czasie wojny jeden wybór jest gorszy od drugiego, a decyzje podejmuje się w pośpiechu, więc potem człowiek często dochodzi do wniosku, że powinien jednak zdecydować się na inne rozwiązanie. Ale u bohaterek powieści nie widać jakiegoś wielkiego żalu spowodowanego tym, że wybrały służbę u nazistów zamiast przebywania z własną rodziną. One ten okres postrzegały głównie jako przygodę albo okazję do zarobienia pieniędzy, bo w swoim kraju nie były w stanie zarobić aż tyle, ile płacili im Niemcy. A potem nie chciały opowiadać o tym okresie życia.
Książkę bardzo polecam. Ciekawe spojrzenie na wojnę oczami Skandynawów. Jakże inaczej lata czterdzieste wyglądały u nas, a jak u nich...
Chyba bym przez nią nie przebrnęła. Nie przepadam za zbyt długimi opisami.
OdpowiedzUsuńA tutaj opisów jest sporo i akcja raczej nie toczy się zbyt szybko. Ja akurat lubię długie opisy, o ile oczywiście są ładne. :)
UsuńBardzo ciekawa książka, myślę, że miałabym po niej mnóstwo rozkminek w głowie. Nie mam zbyt wiele, łagodnie mówiąc, wiedzy o tym, jak wojna odcisnęła się na innych, dalszych krajach, więc tym bardziej bym sięgnęła. Kiedy czytałam o tej niesprawiedliwości (podwójnych standardach?) oceniania kobiet i mężczyzn, sądziłam, że jednak nie, nie chcę przeczytać, bo zacznę się wnerwiać. I przyszła mi do głowy "Malena" z Moniką Bellucci. Tyle że ona nie miała innego wyjścia, ewentualnie śmierć głodowa.
OdpowiedzUsuńNiezły strumień świadomości wypuściłam. Zwalam na to, że słońce dziś konkretnie mi przygrzało ;)
A widzisz, a tutaj bohaterki miały inne wyjście, nie groziła im śmierć głodowa ani żadne inne cierpienia, nikt ich nie zmuszał, by wspomagały Niemców, ot, robiły to z własnej woli. A pod koniec wojny i po wojnie kobiety te z chęcią by wyjechały do Niemiec, tyle że nie zostały wpuszczone na statki. Tego „zaszczytu” dostąpiły tylko ciężarne. Podczas drugiej wojny światowej u nas od początku był wielki sprzeciw przeciwko Niemcom, kobiety współżyjące z Niemcami były potępiane, szykanowane, z kolei Finowie przez długi czas traktowali Niemców przyjaźnie i dopiero potem im się odmieniło.
UsuńPowieść dobrze się czyta, więc polecam. Pada w niej trochę uwag o różnicach w traktowaniu mężczyzn i kobiet, na przykład że podczas wojny mężczyźni mogli opłakiwać swoich poległych kolegów, a kobietom nie wolno było się rozklejać, bo „Wracający z frontu żołnierze potrzebowali ich radości, a nie smutku”, że to mężczyźni zaczynają i kończą wojny, a kobiety nie mają nic do powiedzenia itd. Uwagi te są ciekawe, ale raczej mało odkrywcze.
Tym razem jakoś czuję, że bym się w tej historii nie odnalazła; że bohaterki by mnie raczej irytowały i nie miałabym dla nich zrozumienia.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest dobra, ale bohaterki, które wraz z klęską armii niemieckiej utraciły cel życia, rzeczywiście mogą irytować. :)
UsuńZ Twojego opisu książka wydaje się interesująca. :) Wszystkie zresztą pozycje wydawane w tej serii są wartościowymi lekturami. O podobnej kwestii, czyli niesprawiedliwej ocenie kolaboracji z Niemcami ze względu na płeć słyszałam w kontekście Norwegii - potępianiu po wojnie tylko kobiet, a później dyskryminacji dzieci zrodzonych z mieszanych związków.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie sięgam po książki z tej serii, choć muszę przyznać, że jedną czy dwie zdarzyło mi się porzucić. Nie przebrnęłam na przykład przez „Maria: Powieść o życiu Madame Tussaud” Dorrit Willumsen ze względu na okropny styl autorki i nienaturalne dialogi.
UsuńTak, książka Kinnunena jest interesująca, myślę, że by Ci się spodobała. :) Najbardziej ciekawiły mnie opisy zniszczonej Laponii oraz wątek Aili, która była zbyt stara i miała zbyt chore stawy, by wyruszać w taką długą wędrówkę. A jednak wyruszyła – i chore stawy wkrótce zaczęły jej dokuczać. Opis jej mordęgi był bardzo poruszający.