Kilka słów o trzeciej przeczytanej przeze mnie powieści Marlen Haushofer, „Mansardzie”. Jej bohaterka przypomina trochę bohaterkę „Ściany”, bo podobnie jak ona nie jest skłonna do sentymentów ani wspomnień, lubi rozmyślać i czuje się rozpaczliwie samotna, odgrodzona od ludzi jakby murem.
Kobieta ta pochodzi znad Dunaju, z bogatej rodziny chłopskiej. Jako dziecko łaknęła czułości, głaskała każdego napotkanego psa i kota, całowała nawet kamienie. Rodzice, chorzy na gruźlicę, nigdy jej nie dotykali, nie pozwalali się nawet śmiać. Po ich śmierci dziewczynka trafiła pod opiekę dziadka i wreszcie odżyła, poczuła się szczęśliwa. Potem została żoną Huberta. Gdy mąż wychodzi do kancelarii, w której pracuje jako prawnik, ona sprząta, robi zakupy. Niekiedy towarzyszy mu przy oglądaniu telewizji, choć tego nie lubi, albo odwiedza znajomych, za którymi nie przepada. Ma talent plastyczny, ale jeśli chce rysować, musi zamykać się w tytułowej mansardzie, by nie rozgniewać męża. I tak mijają lata, monotonne, puste, ale jednocześnie bezpieczne. Aż któregoś dnia spokój bohaterki zostaje zburzony, bo oto ktoś zaczyna przysyłać do niej kartki z pamiętnika, który pisała siedemnaście lat temu, w najtragiczniejszych dniach swojego życia. I choć nie lubi wspominać, teraz nie pozostaje jej nic innego jak cofnąć się pamięcią do tamtego czasu, kiedy nie zrobiła nic złego, a mimo to mąż odesłał ją z domu i odsunął od opieki nad malutkim synkiem...
Musiała wtedy zamieszkać w leśniczówce, z dala od ludzi, pod opieką brutalnego mężczyzny zajmującego się polowaniami W teorii odosobnienie miało jej pomóc, ale czy naprawdę pomogło, to sprawa dyskusyjna. Moim zdaniem wpłynęło na nią bardzo destrukcyjnie, wzmocniło tylko poczucie wstydu i wyobcowania. Już nigdy nie zdołała otrząsnąć się z tej traumy. Choć minęło wiele lat, wciąż boi się ludzi, milczy, stara się nikogo nie urazić. Nie umie nawet (i nie próbuje!) nawiązać bliższego kontaktu z własnymi dziećmi, trwa w przekonaniu, że jej nie potrzebują.
Może się dziwić, że ta osoba mieszka z mężem, który potraktował ją tak bezwzględnie, z winy którego czuła się jak potwór, ale ludzie są różni i niekiedy zachowują się w sposób, który postronnym wydaje się niezrozumiały. Bohaterka powieści nie tylko wybaczyła mężowi zdradę, ale nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że została zdradzona. Ba, dopatruje się w nim zalet! Czasami w jej głowie pojawia się zuchwała, przenikliwa myśl, że gdyby dziadek żył, nie pozwoliłby jej potraktować jak śmiecia, ale ta myśl szybko znika i bohaterka znów staje się bezwolna i pokorna. Znowu odwiedza nielubianą baronową, z którą kiedyś przebywała w schronie, oraz nielubianą nianię męża. Znowu siada z mężem przy telewizorze, choć tego nie lubi, i chowa się w mansardzie, gdy chce rysować ptaki...
Autorka tworzy bardzo skomplikowany i wiarygodny portret psychologiczny nie tylko tej kobiety, ale też jej męża. Można odnieść wrażenie, że Hubert wcale nie jest jednoznacznie zły, że trochę wstydzi się swojego postępku wobec żony, a trochę nie rozumie, że zrobił coś złego. Na pewno po swojemu kocha żonę, gdyby było inaczej, nie spędzałby przecież wolnego czasu w jej towarzystwie. Ale nie pozwala jej zarabiać na życie ilustrowaniem książek. Nie wtajemnicza w stan ich finansów. Nie opowiada, co robił podczas wojny.
„Mansarda” jest pięknym, ciekawym i przejmującym dramatem psychologicznym o wyobcowaniu, o relacjach z kimś, kto zawiódł w najtrudniejszym momencie życia, o krzywdzie wyrządzonej łagodnej istocie, która nie umie się bronić ani nawet skarżyć. Są w tej powieści motywy widoczne również w „Ścianie” i „Niebie, które nie kończy się nigdzie”, a więc samotność, inność, nadwrażliwość, leśniczówka. Są też oczywiście piękne refleksje o przyrodzie i jest dużo krytyki współczesnych dla bohaterki czasów. Fabuła toczy się dwutorowo, relacje z obecnego życia narratorki przeplatane są wpisami z jej dawnego pamiętnika.
Kilka cytatów:
„Raptem błyskawica rozświetliła mój mózg: jestem potworem, który wolny i samotny chce bujać po lasach i nie znosi nawet muśnięcia pędu rośliny na czole. Nie byłoby to zresztą nic strasznego. Ale ten potwór od czasu do czasu pragnie być kochanym, głaskanym i skamląc przypełza z powrotem do ludzi” (s. 77).
„Wiele kobiet uważałoby go za niemożliwego partnera. Dla mnie jest właśnie taki, jakiego mi potrzeba. Jest ze mną, a jednak niezupełnie, nigdy za bardzo się nie zbliża” (s. 90).
„O Hubercie wiem niewiele, ale to niewiele jest już za dużo. Niekiedy wydaje mi się, że nie jest całkiem przyzwoicie wiedzieć aż tyle o swoim partnerze” (s. 90).
„Od tak dawna nikt mnie nie dotykał, że obawiam się, iż przy pierwszym dotknięciu mogłabym się rozprysnąć na tysiące lodowatych kryształków” (s. 79).
„Cierpliwie łykamy to, co nam podadzą. Jak woły, które z kółkiem w nosie poczciwie drepczą przepisaną drogę” (s. 31).
„Mogłabym wyrzec się całego naszego dobrobytu za jedną jedyną staroświecką kromkę chleba z masłem” (s. 30).
„Nie mam nic przeciwko sklepom samoobsługowym, bo nie lubię wdawać się w rozmowy ze sprzedawcami. Jestem po prostu zbyt leniwa do gadania” (s. 57).
„Zostaliśmy stworzeni po to, aby poznać się w zimie, powoli roztajać, a w końcu znów skostnieć. Wszystko to było jakby dla nas przeznaczone” (s. 68).
Moja ocena: 5/6.
---
Marlen Haushofer, „Mansarda”, przeł. Maria Kłos-Gwizdalska, PIW, 1973
Pięknie piszesz o tej autorce. Mam wrażenie, że "Mansarda" by do mnie przemówiła. Na pewno poszukam tej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę autorkę. I ogromnie żałuję, że z jej książek wydanych w Polsce do przeczytania została mi już tylko jedna – „Sekretne drzwi”... „Mansarda” to powieść z wyższej półki, żadne tam czytadło. Myślę, że mogłaby Ci przypaść do gustu. :)
UsuńJuż mama mi polecała, więc z pewnością przeczytam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie, to piękna książka dająca wiele do myślenia i wzbudzająca wiele emocji. :)
UsuńThank you so much for sharing your review about this ❤️ Warm greetings from Montreal, Canada 😊 🇨🇦
OdpowiedzUsuńThank you, Linda. :)
UsuńMam wrażenie, że może być to trudna książka, ale bardzo ciekawią mnie postaci głównych bohaterów i ich profile psychologiczne.
OdpowiedzUsuńPortrety psychologiczne są niesamowite. :)
UsuńNa razie nie mam ochoty na dramaty psychologiczne :) ale na pewno warto po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńWarto, to bardzo dobra książka. Ale też bardzo smutna...
Usuń