W ostatnich miesiącach przeczytałam trzy niedawno wydane książki opowiadające o próbach zajścia w ciążę, ciążach i niemowlętach. Pierwsza podobała mi się bardzo, druga – tak sobie, a trzecia najmniej. Ta trzecia to „Truteń” Jarka Westermarka. Nie jest to typowa powieść, lecz zbiór epizodów z życia świeżo upieczonego ojca, wzbogaconych jego refleksjami i dowcipami. Ojciec ten, będący jednocześnie narratorem, zauważa, że obowiązki związane z wychowaniem dzieci podzielone są w Polsce nierówno, większość spada na kobietę. Nie podoba mu się to, nie chce być stereotypowym facetem uciekającym przed smoczkami czy pampersami i dlatego towarzyszy swojej żonie najpierw w szkole rodzenia, potem na sali porodowej, a jeszcze potem z zacięciem opiekuje się synem.... A przepraszam, nie synem, tylko „glistą”, gdyż tak nazywa swojego potomka. Tymczasem bobas jak to bobas – płacze, nie docenia starań dorosłych. „W obmytej dupie ma glista twój trud i frustrację”[1].
Rodzice z książki, wcale nie tacy młodzi, bo już po trzydziestce, sprawili na mnie wrażenie dość nieporadnych i nieprzyjemnych. Choć oboje siedzą w domu, nie umieją się zorganizować, podzielić jakoś sensownie obowiązkami. Ciągle są niewyspani, muszą szukać pomocy u opiekunek laktacyjnych. Tatuś wciąż rzuca mięsem. Wypowiedzi mamusi przytaczane są rzadko, ale kiedy już się pojawią, to widać, że podobnie jak mąż ma ona większy talent do sypania wulgaryzmami niż do karmienia swojej „glisty”. Oto jedna z jej wypowiedzi: „Chcę mieć tę pierdoloną cesarkę.(...) Pierdoli mnie przeżywanie kobiecości! Pierdoli mnie flora bakteryjna w drogach rodnych!”[2]. Innym razem, już w obecności dziecka, pociesza męża: „Nie pierdol, że oczywiście (...) Jesteś świetnym tatą, ale teraz już się, kurwa, odetnij”[3].
Jarek Westermark lepiej włada językiem niż niejeden polski pisarz, zna gramatykę i mnóstwo słów, umie analizować, ale jednocześnie ma skłonność do słowotoku, nie potrafi wyciąć tego, co niepotrzebne i co się powtarza. Jeśli już wpadnie mu do głowy jakieś śmieszne bądź ciekawe porównanie, raczy nim czytelników bez końca, niczym sklerotyczny dziadek opowiadający wciąż ten sam dowcip. Umyślił sobie nazywać syna glistą i używa tego określenia przez całą książkę, nigdy nie ujawniając jego imienia. Umyślił sobie, by facetów nazywać trutniami, i nazywa ich tak niezliczoną ilość razy, nawet wtedy, gdy z kontekstu wynika, że może wcale tymi trutniami nie są. Podam tu przykład: opisując wygląd sali porodowej, wspomina, że stał tam fotel dla rodzącej i krzesło dla trutnia. A ja nie rozumiem, dlaczego „dla trutnia”. Dlaczego ci mężczyźni, co przysiądą na krzesłach, są trutniami? A co mają robić? Przecież choćby nie wiem jak się starali, i tak nie wyręczą kobiet w rodzeniu. A może według autora każdy samiec z automatu jest trutniem?...
Choć przesłanie książki uważam za pożyteczne, bo nigdy dość nawoływania, by ojcowie na równi z matkami dbali o dzieci, i nigdy dość krytykowania osób takich jak poseł Tadeusz Cymański, który „własnoręcznie przyjebał noworodkowi”[5], to jednak całość jest niesympatyczna, mało obrazowa i okrutnie przegadana. Autor powinien zapanować nad swoim słowotokiem, wyciąć chociażby rozdział „Do przyjaciół trutni” i urojone rozmowy z postaciami z gier, bo to się strasznie źle czyta. Powinien też zastanowić się, czy pisanie o niemowlęciu i miotanie wulgaryzmami na pewno idą ze sobą w parze.
Moja ocena: 3/6.
![]() |
Jarek Westermark, Truteń, fragment |
[1] Jarek Westermark, „Truteń czyli rozprawa z ojcostwem”, Agora, 2025, s. 215.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 317.
[4] Tamże, s. 263.
[5] Tamże, s. 214.
Chyba mnie by mi się nie spodobała ta historia.
OdpowiedzUsuńNie będę ani polecać, ani zniechęcać. Książka jest dziwna, narrator też dziwny. Niby pomocny, empatyczny, a jakiś taki niesympatyczny. I infantylny jak na swój wiek. Tych jego urojonych rozmów z królową elfów oraz historii o tym, jak na porodówce wsadzono do Transformatora, nie dałam rady czytać.
UsuńPewnie trzeba czasu, żeby przeorganizować życie po pojawieniu się dziecka, więc opisy trudnych początków rodzicielstwa wydają się dość realistyczne. Nie rozumiem za to oczekiwania, że dziecko doceni starania rodzica. To było serio napisane? Częste używanie w książce wulgarnego języka też miało być formą żartu?
OdpowiedzUsuńTak, jednym ta organizacja przychodzi łatwiej, innym trudniej, jeszcze innym nigdy się nie udaje. Sama nie wiem, czy to były żarty autora, bo to jest napisane poważnym tonem. Tak się trochę dziwię, że ten ojciec z książki, spędzający mnóstwo czasu na stronach z poradami dla młodych rodziców, nie dokopał się do informacji, że przy dziecku nie wypada używać wulgarnej mowy.
UsuńJak doceniam recenzję, tak zupełnie nie ciągnie mnie do tej książki. Temat na pewno jest ciekawy, ale cytaty podziałały na mnie odstręczająco...
OdpowiedzUsuńMiałam wrażenie, że narrator nie szanuje własnego dziecka, skoro w książce o nim zamieszcza tyle wulgaryzmów.
UsuńRecenzja jak zwykle rzetelna. Książka nie w mim guście :)
OdpowiedzUsuńNiezbyt mi się podobała, więc nie będę namawiać do czytania. :)
UsuńPo tym co napisałaś o tej książce, już wiem, że nie mogłabym jej czytać.
OdpowiedzUsuńCiężko się ją czyta. Są dobre fragmenty, ale są też nieznośnie przegadane...
UsuńJeśli podpisuje się "Jarek", to ta wulgarna mowa jest zupełnie zrozumiała...
OdpowiedzUsuńTak myślisz? :)
UsuńWszędzie pełno jakichś podstarzałych Jarków, Grześków, Radków, całe tabuny starych, klnących, niegrzecznych dzieci, tonących w zdrobnieniach. Nieznośne to jak pakowanie czegoś do torebeczki czy płacenie pieniążkami za bileciki... :-)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. :) Dodam tylko, że również kobiety nadużywają zdrobnień. Na zdrobniałe imiona przymykam oko, niech każdy nazywa siebie, jak chce, ale już zdrobniałej mowy nie jestem w stanie znieść i po prostu unikam osób, u których co trzecie słowo to słoneczko, jabłuszko, książeczka itd.
UsuńWygląda na dziwną książkę. NIe wiem, czy po nią sięgnę. Nie lubię "przegadania"
OdpowiedzUsuńNiestety jest mocno przegadana. :) Autor pisze też wiersze. Znalazłam jeden w necie:
Usuńbył sobie pewien fajny ksiądz
ksiądz był naprawdę fajny
pytali go: co mamy pić?
mówił: co chcecie albo nic
co mamy żreć? mówił: co bądź
to był naprawdę fajny ksiądz
na swej gitarze lubił grać
czasem przeklinał „kurka mać”
nie zgwałcił nas ni jeden raz
nie to mu było w głowie
po prostu: super fajny ksiądz
po ludzku spoko człowiek
Moźe autor uważa że jest naprawdę fajnym ojcem... Dużo złego robią projekty rządowe takie jak osiemset plus. Powstałe po to by nakłaniać ludność do zwiększania ilości dzieci. Niektóre pary dały radę narobić ich naprawdę dużo. Rekordzistka jaką znam ma osiem glist...
UsuńTo ile świadczeń pobiera?