Coast Road to główna ulica portowego miasteczka, w którym mieszkają Izzy, Dolores oraz Colette. Ta pierwsza jest żoną lokalnego polityka. Gdy urodziła dziecko, mąż bez pytania jej o zgodę zlikwidował sklepik, który prowadziła. Teraz gdy dzieci podrosły, chciałaby wrócić do pracy, jednak James nadal się temu sprzeciwia, twierdząc, że najpożyteczniejsze zajęcie dla kobiety to opiekowanie się domem. Izzy zaczyna dostrzegać, że mąż odbiera jej wszystko, co mogłoby dać jej trochę szczęścia – pracę, niezależność, a nawet możliwość spotkań z zaprzyjaźnionym księdzem.
Doris już po raz czwarty zachodzi w ciążę. Mąż jej uważa się za pokrzywdzonego, bo kiedy przed laty zrobił Doris dziecko, jej ojciec zmusił go do małżeństwa. Teraz więc Donal mści się na żonie, upokarza ją i bezustannie zdradza. Oboje męczą się ze sobą, ale wiedzą, że tak już musi zostać, bo ani jej, ani jego rodzice nigdy nie zaakceptowaliby rozstania.
Trzecia z bohaterek, poetka Colette, zrobiła to, na co tamte dwie nie mają odwagi – odeszła od męża, mimo że miała do tego mniej powodów niż one. Shaun wcale nie był zły, rozpieszczał ją, wieczory spędzał z rodziną. Ale Colette czuła się niespełniona seksualnie, chciała mieć romans, wyjechać do Dublina, zrobić karierę. Kiedy kochanek ją rozczarował, postanowiła wrócić do domu. Tymczasem Shaun związał się z inną kobietą i stracił serce do niewiernej żony. Zabrania jej kontaktować się z dziećmi, nie przysyła pieniędzy na utrzymanie, nie przekazuje poczty, w której mogłyby być zaproszenia na spotkania autorskie. Colette ma wrażenie, że traci grunt pod nogami. Jest bez domu, bez pieniędzy, bez rodziny. Wyszydzana, oplotkowywana. Wynajęta chatka zarasta brudem, wiersze się nie tworzą. Coraz mocniej kusi alkohol, coraz trudniej opędzać się od mężczyzn, którzy widzą w niej łatwy łup.
Colette nie jest ideałem, może irytować swoim postępowaniem, lecz jej życie autor opisał z taką empatią, że serce się kraje podczas czytania. Zresztą wszystkie trzy historie są poruszające. We wszystkich widać, jak mężczyźni dociskają swoje żony do ściany, odbierają im to, co jest dla nich najważniejsze. A kobiety są bezradne. Jeśli w odruchu buntu odejdą z domu, stracą do niego prawo i będą tkwić w zawieszeniu, ani samotne, ani żony. Powieść Alana Murrina to taki krzyk w obronie uciskanych kobiet, to dobitna ilustracja nieszczęść wynikających z zakazu rozwodów, bo w Irlandii Północnej aż do roku 1995 rozwody były zabronione. Akcja toczy się w roku 1994 i na początku 1995, jeszcze przed pamiętnym referendum, które tak wiele zmieniło. Autor ukazuje dramaty źle dobranych małżonków, a także nastroje społeczne panujące w tamtym czasie. Zaprzyjaźniony z Izzy ksiądz wspomina na przykład, że zwierzchnicy każą mu wygłaszać poruszające kazania o świętości małżeństwa i straszyć śmiałków myślących o rozwodzie.
Wątek główny otoczony jest wątkami mniej ważnymi, takimi jak chociażby relacje pomiędzy synami bohaterek czy spotkania uczestników warsztatów prowadzonych przez Colette. Poetka twierdzi, że każdy może pisać, nie trzeba do tego żadnej iskry bożej, lecz można się zastanawiać, czy te słowa nie wynikają z jej rozpaczliwego położenia, bo przecież im więcej kursantów, tym więcej pieniędzy. Ona sama jest bardzo utalentowana, wciąż otacza się książkami, szuka pocieszenia w wierszach.
„Coast Road” to bardzo dobra książka, głęboka, poruszająca jak mało która. Dziwne, że nie obsypano jej nagrodami.Opowiada o nieszczęśliwych rodzinach, o potrzebie rozwodów, o gniewie i bezradności kobiet. Wszystkie trzy bohaterki są w mniejszym lub większym stopniu buntownicami i walczą z przemocą ze strony mężów, różnymi sposobami i z różnym skutkiem, niekoniecznie tragicznym. Po przeczytaniu tej książki trzeba odpocząć emocjonalnie, bo jedną z postaci spotyka coś tak niesamowicie okrutnego, że aż nie mieści się w głowie, by jeden człowiek mógł drugiemu zgotować taki los...
---
Alan Murrin, „Coast Road. Powieść”, przeł. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2025
Ważna i potrzebna książka, ale widzę, że trzeba mieć na nią odpowiedni nastrój, a po lekturze mieć czas na długi spacer na odstresowanie.
OdpowiedzUsuńNa pewno trzeba jakoś się odstresować, bo powieść budzi mnóstwo emocji. Ja zwykle po przeczytaniu dobrej i poruszającej książki nieprędko sięgam po kolejną. :)
UsuńBardzo zachęcająca recenzja wspaniałej, jak się wydaje, książki. Wspaniałej i jakże potrzebnej! Niestety, nie zawsze dzieje się tak, że powieści, które naprawdę na to zasługują, są obsypywane nagrodami. I odwrotnie, niekiedy trudno zrozumieć, za co nagrodzoną książkę spotkało wyróżnienie...
OdpowiedzUsuńPS Sądziłam, że Izzy to męskie imię. ;)
I to jest bardzo przykre, bo trudno patrzeć na niesprawiedliwość... Izzy to zdrobnienie zarówno od imienia męskiego, jak i żeńskiego. :) Mnie te zagraniczne imiona często sprawiają trudność. Największy problem mam z azjatyckimi, bo łatwo jest pomylić imię z nazwiskiem.
UsuńSkoro głęboka i poruszająca, to jestem na TAK
OdpowiedzUsuńTak, głęboka i poruszająca. Zachęcam do przeczytania, naprawdę warto. :)
UsuńPrzeczytam choćby po to, żeby wyrobić sobie opinię o Colette, bo po tych kilku zdaniach jakoś ciężko mi z nią empatyzować. Nie to, żebym bronił rewanżystowskiego męża, ale jednak chcę poznać więcej szczegółów.
OdpowiedzUsuńMnie też było trudno z nią empatyzować, niestety nie rozumiałam wielu jej zachowań. Jest to osoba pozbawiona silnej woli i rozsądku. Z tych trzech kobiet najbliższa wydała mi się Izzy. :)
UsuńWydaje się jakby żadne rozwiązanie nie gwarantowało sukcesu i szczęścia bohaterkom - zostać w złym małżeństwie - źle, odejść - też niedobrze. Ciekawa jestem tej książki, tym bardziej, że autor potrafił tak przejmująco potrafił pokazać losy kobiet.
OdpowiedzUsuńOtóż to: zostać źle, ale odejść jeszcze gorzej, choćby dlatego, że mąż mógł zabronić kobiecie kontaktów z dziećmi i zaszkodzić jej na wiele innych sposobów. Każda z bohaterek jest inna, każdy mąż inny i każdy krzywdzi swoją żonę w inny sposób. Przy tym jeden z nich był dla żony bardzo dobry i nie zrobiłby jej nic złego, gdyby ona pierwsza go nie skrzywdziła... Mądra książka, polecam. :)
UsuńSzkoda, że beletrystyczna seria Wydawnictwa Bo.wiem nie może się za bardzo przebić, bo mają kilka naprawdę świetnych pozycji w ofercie. I chwała im za to, że publikują książki z mniej popularnych rejonów np. z Hiszpanii.
OdpowiedzUsuńTę serię od początku cenię i lubię. :) Najczęściej chyba ukazują się w niej książki autorów japońskich, ale są też autorzy z Hiszpanii, Holandii... Najbardziej egzotyczne wydały mi się „Współrzędne tęsknoty”, napisane przez Hinduskę, z fabułą osadzoną na Wyspach Andamańskich, w Nepalu i Birmie.
UsuńFaktycznie "Współrzędne..." brzmią bardzo egzotycznie - gdzie, do licha, leżą Wyspy Andamańskie?;) Ok, już wiem, sprawdziłam.;)))
UsuńTeż nie wiedziałam. :)
Usuń