Strony

28.05.2021

„Miniatury na wiosenne dni” Natsume Sōseki

 


„Miniatury na wiosenne dni” Natsumego Sōsekiego przeczytałam tylko do połowy. Dlaczego więc piszę recenzję? Ano dlatego, że druga połowa pokryta jest tajemniczymi znaczkami i przeznaczona wyłącznie dla osób znających japoński. Mówiąc inaczej, książka zawiera zarówno teksty przetłumaczone na nasz język, jak i oryginalne. Tych tekstów  nawet nie można nazwać nowelami, gdyż są bardzo krótkie, najczęściej pozbawione wyrazistej fabuły i mocnego zakończenia. To po prostu zapis wrażeń, obserwacji i wspomnień  Sōsekiego. 

Treść często jest ulotna, trudna do zapamiętania. Ale trzy miniatury, „Bażant”, „Grób kota” i „Złodziej”, mocno wbiły mi się w pamięć. W pierwszej autor wspomina młodzieńca dającego mu do oceny swoje próbki literackie. W drugiej szczegółowo opisuje chorobę kota i zachowanie jego właścicieli, którzy zmęczeni tą przedłużającą się agonią zaczęli cierpiącego zwierzaka ignorować. A w trzeciej miniaturce ukazana została okradziona rodzina. Mocnym punktem tekstu o złodzieju jest dowcipne, wyraziste zakończenie. 

W jednej z miniatur Sōseki opisuje sen, w innej napomyka o gnębiących go bólach żołądka, w „Wężu” zaś wspomina, jak podczas deszczu wędrował z wujem wzdłuż strumienia. W „Monie Lisie” – fantazji na temat, co by było, gdyby jeden z najsłynniejszych obrazów świata trafił w ręce niedouczonych ludzi – a także we wspomnianym wcześniej „Złodzieju” i w „Kaki” – obrazku z życia dziewczynki, której rodzice zabraniają bawić się z dziećmi z sąsiedztwa – można zauważyć cierpki humor. Niektóre miniatury dotyczą okresu, kiedy autor przebywał w Londynie, inne traktują o Japonii, a jedna o Szkocji. W tych pierwszych nie widać zachwytu nad stolicą Wielkiej Brytanii, przeciwnie, Sōseki wyznaje: „Czuję, że życie w tym mieście jest z jakichś względów nieznośne”*. Wspomina same niemiłe rzeczy – bezustanne dudnienie pociągów, lekcje u  oschłego profesora Craiga, zgubienie się we mgle, nieprzyjemne wrażenie tonięcia w morzu ludzi, wstydliwą tajemnicę związaną z Agnes. 

Nie wszystkie miniatury opowiadają o wiośnie. Wprawdzie narrator „Procesji” mocno odczuwa nadejście tej pory roku, ale w „Dawnych dziejach” panuje jesień, a w „Pożarze” i „Hibachi” zima. W tym ostatnim bohaterowie dotkliwie cierpią z powodu mrozu: pan domu nie da rady pisać ani czytać, jego żona nie włącza piecyka, bo nie ma czym zapłacić za węgiel, a przemarznięte dziecko bezustannie płacze. Motyw biedy pojawia się i w dalszych częściach książki: w „Woni przeszłości” Sōseki wspomina, że podczas pobytu w Londynie często nie dojadał i nie mógł sobie pozwolić na kupno nowego ubrania, młody mężczyzna z „Bażanta” ze wstydem pożycza pieniądze, a staruszek ze „Zwoju”, nie mając za co kupić kamienia nagrobnego, musi sprzedać chiński obraz.

„Miniatury na wiosenne dni” są pełne krótkich, ale pięknych opisów przyrody i wrażeń, przemyślane, zwięzłe – zupełne przeciwieństwo tego, co znalazłam w nieukończonym i kuriozalnie przetłumaczonym „Świetle i mroku” (recenzja będzie niebawem). Sōseki ze „Światła i mroku” jest rozwlekły i nieporadny, Sōseki z „Miniatur” jawi się jako pisarz dojrzały i ciekawy. W książce można znaleźć wiele szczegółów dotyczących życia w Japonii i Londynie na początku dwudziestego wieku. Postacie jeżdżą rykszami, wóz strażacki ciągnięty jest przez przerażone konie, a notatniki profesora Craiga mają długość pół metra. Najbardziej dziwi to, że aż w dwóch utworach, w „Głosie” i „Profesorze Craigu”, dwie różne pięćdziesięcioletnie kobiety zostały przez narratora nazwane „staruszkami”. 

---
* Natsume Sōseki, „Miniatury na wiosenne dni”, przeł. Katarzyna Sonnenberg-Musiał, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2020, s. 62.

30 komentarzy:

  1. Często się zastanawiam, skąd bierzesz te książki. O większości nie słyszałam. Spora część wspaniała z opisu sądząc. Aż mnie zazdrość zżera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tę akurat miałam z biblioteki. :) Gdybyś chciała poznać Sōsekiego, nie zaczynaj od „Światła i mroku”, po bardzo trudno jest przebrnąć przez tę powieść. „Miniatury” są o wiele lepsze.

      Usuń
  2. Ponoć wiele kobiet po urodzeniu dziecka nie jest w stanie (spokojnie) czytać o cierpieniu dzieci. Ja mam tak ze zwierzętami. Od razu pomyślałam sobie, że nie chcę poznawać historii o kocim konaniu. Wystarczająco dużo widzę tego w życiu, żeby dokładać sobie literaturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak i z dziećmi, i ze zwierzętami. Trudno mi czytać o ich cierpieniu, ale też nie uciekam od takich książek. Sōseki napisał o kocie w taki sposób, że miniatura bardzo porusza. Oczywiście nikt temu zwierzakowi nie dokuczał, nikt się nie przyczynił do jego cierpienia – ale i nikt nie próbował mu pomóc. Zresztą chyba nie można było pomóc. W tamtych czasach nie usypiano umierających zwierząt... A Sōseki lubił koty. Napisał też powieść zatytułowaną „Jestem kotem”.

      Usuń
  3. Ciekawy pomysł z zawarciem tłumaczenia i oryginalnego tekstu w książce. Dobrze rozumiem, że to książka z wątkami autobiograficznymi?

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, dużo jest w tej książce wątków autobiograficznych. Autor w wielu miniaturach pisze o sobie i o swojej rodzinie. :)

      Usuń
  4. Ha, w takim razie świetnie, że zdecydowałaś się na lekturę tej książki, bo po "Świetle i mroku" faktycznie można się uprzedzić do Sōsekiego. No i doskonale widać też, jak ważną rolę w przypadku książek obcojęzycznych pełni postać tłumacza/tłumaczki oraz porządna redakcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś rację, kiedy uprzedzałeś w swojej recenzji, by znajomości z Sōsekim nie zaczynać od „Światła i mroku”. „Miniatury” są o wiele ciekawsze. Fakt, że nie zostaną długo w pamięci czytelnika, ale taka już jest uroda krótkich form. Jedna z miniatur, „Człowiek”, opowiadająca o młodej mężatce wybierającej się do teatru, kojarzyła mi się nieco z tamtą nieszczęsną powieścią. :)

      Usuń
  5. Pierwsze słyszę o tej książce i chociaż jej opis brzmi i wygląda ciekawie, to ja się na nią nie skuszę. Nie lubię miniatur, wolę dłuższe formy, takie standardowe - ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Jestem w tej kwestii może nieco dziwna, albo może mam słaby gust czytelniczy, ale takie zapisy wrażeń czy przeżyć mnie nudzą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma w tym nic dziwnego, wielu czytelników nie lubi opisów wrażeń, każdy ma inny gust. :) Ja akurat lubię i krótkie formy, i dłuższe powieści, przy tym treść krótkich form zwykle bardzo szybko umyka mi z pamięci, powieści pamiętam dłużej.

      Usuń
  6. Kolejna ciekawa książka, którą mam ochotę przeczytać. Sporo ciekawych tytułów mam już zapisanych z Twojego polecenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy. :) Te miniaturki to niezła lektura, warto je przeczytać.

      Usuń
  7. Nigdy nie przypuszczałabym, że Natsume Soseki, może być autorem króciutkich miniatur..."Światło i mrok" było nieznośnie rozwleczone (te tasiemcowe dialogi o niczym) i - masz rację - fatalnie przetłumaczone. Tym niemniej z zaciekawieniem sięgnę po ten zbiorek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie to zdziwiło. Spodziewałam się, że i miniatury będą przegadane, rozwlekłe, ale na szczęście nie było w nich ani jednego zbędnego słowa. Sōseki ze „Światła i mroku” i Sōseki z „Miniatur” to jakby dwaj różni pisarze. Ciekawa jestem, czy te krótkie teksty Ci się spodobają i które uznasz za najciekawsze. :)

      Usuń
    2. Z takich niezwykle krótkich tekstów (ale niekoniecznie najlepszych), przełożonych na j. polski to warto wspomnieć (ale nie polecić) "Sny dziesięciu nocy".

      Usuń
    3. Czyli Sōseki napisał całkiem sporo krótkich form. I lubił opisywać sny, bo w „Miniaturach” też znajduje się tekst będący opisem snu. Ten tekst nosi tytuł „Ciepły sen”. :)

      Usuń
  8. Bardzo zaciekawiła mnie ta publikacja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Od dawna się zastanawiam na tą książką. Kusi mnie. Zresztą, bardzo lubię japońską odsłonę Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wydawnictwo bardzo lubię za Serię z Żurawiem. W najbliższych planach mam „Kwiat wiśni i czerwoną fasolę” oraz „Życie zaczyna się w piątek”. :)

      Usuń
    2. Koniecznie jeszcze polecam "Dziewczyna z konbini", moja ulubiona!

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję za polecenie, na pewno przeczytam. :)

      Usuń
    4. Tak, to genialna seria. A "Dziewczyna z konbini" świetna, ale szczególnie lubię właśnie "Kwiat wiśni...". Piękna, poruszająca historia, polecam również film. :)

      Usuń
    5. „Dziewczynę z konbini” niebawem będę miała, więc może uda mi się ją przeczytać jeszcze w czerwcu. :)

      Usuń
  10. Pierwsze słyszę o takim wydawnictwie. MIniatyry na wiosenne dni już sobie zapisałem do kupienia na wyjazd letni, bo latem tylko siedzę na działce i czytam i nawet roślin nie podlewam. Chyba można czytać miniatury wiosenne latem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że można je czytać przez cały rok. :) Ale roślinki to podlewaj, dobrze?

      Usuń
  11. Och, chyba nie dla mnie ta książka. Jednak mimo wszystko lubię bardziej rozwinięte formy, a takie rozmyślania to już w ogóle nie moja działka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, skoro nie lubisz krótkich form, to ta książka raczej nie przypadłaby Ci do gustu. :)

      Usuń
  12. Muszę poszperać w katalogach swoich bibliotek - póki jeszcze wiosna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna, i to z tych zimniejszych, brzydszych. :) W sumie nie wiem dlaczego książka nosi taki tytuł, bo nie wszystkie miniatury dotyczą wiosny.

      Usuń