6.01.2022

„Upadek ślepców” Gert Hofmann

 


Popularne powiedzonko mówi: wiódł ślepy kulawego. W minipowieści „Upadek ślepców” Gert Hofmann ukazuje sytuację jeszcze gorszą: ślepy wiedzie nie kulawego, ale innych ślepych. Jest ich łącznie sześciu. Odziani w kaftany upstrzone ziemią i trawą, z workami żebraczymi na plecach, trzymają się kurczowo jeden drugiego i błądzą po wsiach, prosząc o strawę i miejsce do spania. Ale mało kto wyciąga do nich rękę – w czasach, kiedy rozgrywa się akcja książki, czyli w szesnastym wieku, nie uczono jeszcze ludzi, że trzeba pomagać niepełnosprawnym. Nieszczęśnicy są więc podglądani, popychani, wyszydzani, oszukiwani. Zwykle są też przepędzani, jednak tego dnia, który został opisany w książce, nikt ich nie wygania, bo oto pewien malarz chce ich namalować. Nazwisko twórcy nie zostało podane, ale można się domyślić, że chodzi o Pietera Bruegla Starszego, autora słynnych „Ślepców”. 

Akcja minipowieści zaczyna się rano, a kończy wieczorem tego samego dnia i w tym samym miejscu: w stodole położonej we wsi o nazwie Sint-Anna-Pede. Przez ten dzień niewidomi czują ból fizyczny, tęsknotę, gorycz, złość, pokorę, ale przede wszystkim zdumienie, że ktoś uznał ich za obiekty godne utrwalenia na płótnie. Podejrzewają nawet malarza o głupotę i sądzą, że nikt nie będzie chciał takiego obrazu oglądać. Jeśli już malarz się nimi zainteresował, to lepiej by zrobił, gdyby zaoferował im jakieś konkretne wsparcie. Jak mówią, „Dla nas mógłby zrobić coś innego, pomóc nam albo nas pocieszyć, zamiast tak po prostu przychodzić i nas odmalowywać”[1].

Ślepcy nie są spokrewnieni, idą razem, bo tak im raźniej. Wzrok stracili na skutek różnych chorób, jedynie Wyłuskanemu, który ukradł z kościoła relikwie, oczy wyłupił kat. Nie umiejąc pogodzić się z takim upokorzeniem, były złodziej opowiada, że okaleczyły go wrony. Wszyscy z tej gromadki bardzo boją się ptaków. I nikt nie nauczył się orientować w terenie tak sprawnie, jak robią to osoby niewidome od urodzenia. Mężczyźni często krążą w miejscu, zamiast posuwać się do przodu, nie nie potrafią nawet rozpoznać, czy znajdują się blisko stawu i czy wstało już słońce. 

Książka Hofmanna jest alegoryczna, można ją odbierać dosłownie, jako historię o gehennie niewidomych i powstaniu słynnego obrazu, ale też jako metaforę losów człowieka. Drugą osobliwą cechą „Upadku ślepców” jest nietypowy narrator, wypowiadający się w liczbie mnogiej. Narrator ten nigdy nie zdradza własnych emocji ani poglądów, zawsze używa zaimka „my”. Nie wiadomo, czy robi tak przez skromność, czy też chce być postrzegany wyłącznie jako nierozerwalna część grupy. W każdym razie pozostaje w przestrzeni opisywanych zdarzeń i jest nie tyle ich naocznym świadkiem, bo przecież nie ma wzroku, co uczestnikiem, słuchaczem. 

Podsumowując, w tej poruszającej, sugestywnie przypowieści Gert Hofmann fantazjuje, jak mogło dojść do powstania jednego ze sławnych obrazów i jak mogła wyglądać codzienność modeli, zwraca też uwagę na fakt, że dzieła sztuki zazwyczaj okupione zostają czyimś bólem. Autor pokazuje straszliwą bezduszność, z jaką traktowano ślepców, a także ich niezdarne próby orientowania się w przestrzeni, bezwolność, rezygnację, utratę pamięci. Niewidomi bohaterowie nie snują wspomnień, zapominają o czasach sprzed utraty wzroku, ich mowa staje się coraz uboższa. Rzadko się żalą, niekiedy tylko pozwalają sobie na nieśmiałe skargi, takie jak ta: 
„PANIE, myślimy albo może wołamy, TY wiesz, że TWOJEJ ziemi, którą stworzyłeś przecież także dla nas, od dłuższego już czasu nie widzimy, spraw, żebyśmy również my, również my... Ale co dalej, tego już nie wiemy, bo zawsze sprawia nam trudność składnie narzekać i cierpieć przez dłuższy czas”[2]. 
---
[1] Gert Hofmann, „Upadek ślepców”, przeł. Jacek Stanisław Buras, PIW, 2005, s. 109. 
[2] Tamże, s. 124.

14 komentarzy:

  1. PIW I wszystko jasne, chciałoby się powiedzieć. Ta oficyna regularnie wydaje intrygujące książki i ta sprawia wrażenie takiej właśnie cennej, ciekawej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem jest cenna i ciekawa, podobnie zresztą jak „Na wieży”, którą czytałeś. Ale miejsce i czas akcji w obu książkach są zupełnie inne. W „Na wieży” mamy dwudziesty wiek i Sycylię, w „Upadku ślepców” – rok 1568 i wieś, która obecnie leży na terenie Belgii. Jestem pewna, że ta minipowieść by Ci się spodobała. :)

      Usuń
    2. O, tak! "Na wieży" to była frapująca lektura. Jeśli "Upadek ślepców" jest na podobnym poziomie, to z pewnością przypadnie mi do gustu :)

      Usuń
    3. Może nawet jest lepszy? Bardziej poruszający? Bardzo ciekawy jest w tej książce sposób narracji: niewidomy narrator przytacza dużo dialogów, ale już opisy miejsc czy ludzi tworzy bardzo rzadko i używa wtedy słów „chyba”, „prawdopodobnie”. Moim zdaniem autor perfekcyjnie wczuł się w sposób odbierania świata przez niewidomego.

      Usuń
  2. Gdyby nie twoja recenzja, w życiu nie sięgnęłabym po tę książkę. A tak zaczęłam to rozważać. Jestem ogromnie ciekawa samej fabuły, nie wspominając o jej alegorycznym znaczeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc zachęcam do przeczytania. :) Fabuła jest ciekawa, tyle że bardzo smutna. Autor pisze tak, że można się wczuć w cierpienia tych ślepców – a cierpieli niestety sporo.

      Usuń
  3. kurcze mimo że nie czytuję tego typu książek to poczułam się zainteresowana! Lubię czasami dumać i analizować co by było gdyby zwłaszcza jeśli przyjmie się ze inspiracją książki był obraz. Obserwuję z miłą chęcią i zapraszam serdecznie do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niezbyt często sięgam po przypowieści. :) Dzięki, niebawem zajrzę.

      Usuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, ale to może być całkiem niezła lektura. Inna od rynkowych popularesów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko raz czytałam książkę, w której był motyw niewidomej osoby. Ale to była ofiara oślepiona przez seryjnego zabójcę i szybko zginęła. Jedynie na początku był rozdział z opisem jej uczuć, więc może to nie do końca dobry przykład. O "Upadku ślepców" nigdy wcześniej nie słyszałam. Kojarzę tylko ten słynny obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat czytałam kilka książek z niewidomym bohaterem, na przykład „Milczenie” Jerzego Szczygła czy „Skrawek błękitu” Elisabeth Kata, ale za to nigdy nie natykam się na postacie głuchoniemych. Nie wiem, czy to przypadek, czy też głuchoniemi pojawiają się w literaturze o wiele rzadziej niż niewidomi.

      Usuń
  6. Brzmi intrygująco i zachęcająco. Jak rozumiem bohaterem jest zbiorowość- kilkunastu ślepców. Nie ma zatem miejsca na punkt widzenia malarza. Byłoby to dla mnie także ciekawe, ale z opisu wynika, że autor przyjął inne założenia i to ślepcy są bohaterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że w trakcie czytania pomyślałam o Tobie? Wiem, że lubisz obrazy, a ta minipowieść opowiada właśnie o powstawaniu obrazu. :) Masz rację, w tej książce nie ma miejsca na punkt widzenia malarza. Poznajemy tylko jego wypowiedzi, myśli już nie.

      Usuń