13.07.2020

„O zmierzchu” Therese Bohman


Karolina, bohaterka „O zmierzchu” Theresy Bohman, ma około czterdzieści lat. Osiągnęła wiele – opublikowała kilka prac naukowych, została profesorem historii sztuki, kupiła mieszkanie w Sztokholmie. Jednak coraz mniej się tym cieszy, bo cóż z kariery i dóbr materialnych, skoro życie prywatne leży w gruzach? Najlepsze lata zmarnowała na związek z Karlem, którego nie kochała i który nie planował z nią wspólnej przyszłości. Po rozstaniu zaczęła rozglądać się za nowym mężczyzną i wtedy dostrzegła, że żaden nie chce mieć z nią dziecka, zostać na dłużej czy choćby tylko pojechać na kilkudniową wycieczkę. W tej pustce Karolina zaczyna durzyć się w młodym doktorancie Antonie. Fascynuje ją i jego wygląd, i temat, jaki wybrał na swoją pracę doktorską – otóż postanowił on napisać o zapomnianej artystce sprzed ponad stu lat i udowodnić, że jej prace wywarły wielki wpływ na wybitnego malarza epoki dekadentyzmu. Pani profesor liczy na to, że Anton zrobi karierę w Szwecji i za granicą, a nieco tej sławy uszczknie i ona, promotorka.

„O zmierzchu” to gorzka powieść o samotności, o poczuciu straconego czasu, o tym, że samotna, zdesperowana osoba skłonna jest uwierzyć byle komu i łatwo padnie łupem oszusta, a także o tym, że biologii nie da się oszukać, kariera zaś nie zastąpi kobiecie rodziny. Zbliżając się do wieku średniego, Karolina zaczyna mocno odczuwać brak dziecka i stałego partnera. Samotność najbardziej doskwiera jej wieczorami i w niedziele. Ludzie toczą wtedy życie rodzinne, a ona albo w pojedynkę spaceruje po mieście, albo przesiaduje w knajpkach, czytając książki. Można powiedzieć, że w jej życiu zewnętrznym dzieje się niewiele, podczas gdy to wewnętrzne zaskakuje bogactwem. Inteligentna i przenikliwa bohaterka snuje wiele refleksji dotyczących sztuki, eksperymentów z małpami, architektury Sztokholmu, którego nie lubi i w którym dostrzega tylko to, co brzydkie. Rozmyśla też o wątpliwych zdobyczach feminizmu. Oto jedna z jej uwag:

„Co niby może zmienić feministyczna kampania (...) skoro nie można zmienić biologii? Nic nie da się zrobić z najbardziej podstawową niesprawiedliwością ze wszystkich: biologiczne silniejsze ciało kobiety jest całkowicie zależne od tego, by życie toczyło się dalej według założonego planu, żeby każda kobieta spotkała mężczyznę, z którym może się rozmnożyć w wyznaczonym z góry czasie”[1].

Spostrzeżenia i wyobrażenia pani profesor zajmują w „O zmierzchu” całkiem dużo miejsca i właściwie dominują nad akcją. Jest to powieść skłaniająca do refleksji, z wieloma dygresjami i z bardzo udanym portretem współczesnej, nieszczęśliwej singielki. Szkoda tylko, że w polskim wydaniu można znaleźć nieporadne konstrukcje słowne, na przykład „kolumny z powagą unoszące nic oprócz powietrza”[2], a także błędy ortograficzne: „zwolna”[3], „lokalnie ważone piwa”[4].

Moja ocena: 5/6.

---
[1] Therese Bohman, „O zmierzchu” („Aftonland”), przeł. Justyna Czechowska, Pauza, 2019, s. 178-179.
[2] Tamże, s. 97.
[3] Tamże, s. 94.
[4] Tamże, s. 93.

19 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie, choć nie jestem pewna tej dominacji refleksji nad akcją. Muszę się jeszcze zastanowić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W „O zmierzchu” jest wiele dygresji, akcja toczy się raczej wolno. Myślę, że warto tę powieść przeczytać. :)

      Usuń
  2. Mnie ta książka zupełnie nie podeszła, częściowo za sprawą koślawego języka, częściowo za sprawą słabego realizmu (głównie sprawa Antona). Za to czytana niedawno "Ta druga" wydała mi się o niebo lepsza. I może kiedyś wrócę do "O zmierzchu", żeby się przekonać, czy nie osądziłam jej zbyt surowo.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wątek z Antonem akurat przekonał. :) Koślawy język to dobrze powiedziane. Ale dam sobie głowę uciąć, że to nie wina autorki, tylko tłumaczki. Czytałam kilka powieści przełożonych przez Czechowską i w każdej były koślawe zdania, w sumie „O zmierzchu” i tak wypada pod tym względem o niebo lepiej niż „Mama mordercy” czy „Na północ jedzie się, by umrzeć” Idy Linde.
      „Ta druga” będzie niebawem czytana.

      Usuń
    2. Mnie nie przekonał, bo kiedy okazuje się, że absolutnie nikt nie zna jakiegoś artysty i rzekomo wpada się na jego schedę, to powinno się już być czujnym, zwłaszcza w środowisku akademickim.;) Może za dużo słyszałam historii o uczniach, którzy na egzaminach opowiadali o nieistniejących pisarzach oraz ich książkach i stąd moje rozczarowanie tym wątkiem. W dobie internetu czyli możliwości szybkiej weryfikacji takie zaniedbanie źle świadczy o promotorze.
      W "Tej drugiej" język jest gładki, więc może faktycznie to kwestia przekładu.

      Usuń
    3. Powinno się być czujnym, owszem. Karolina zachowała się wyjątkowo nieodpowiedzialnie i głupio. Ale też Anton był genialnym manipulatorem i umiał wykorzystać jej słabe punkty. Ciekawa rzecz, że na początku nie ufała mu, odnosiła wrażenie, że jest zbyt śmiały i nawet trochę niegrzeczny, a potem, kiedy zaczęła w nim dostrzegać atrakcyjnego mężczyznę, to wrażenie zniknęło.

      Usuń
  3. Czytałem o tej książce u Qbusia i już wtedy poczułem się nią zaintrygowany. Bardzo dziękuję za przypomnienie tego tytułu, który szczególnie w kwestiach feministycznych wydaje mi się b. kontrowersyjny - ciekawi mnie jak książkę przyjęto w Szwecji, gdzie jednak bardzo mocno ceni się wspomniane zdobycze feminizmu.

    A waga warzonego piwa jest rzeczą zbyt ważną i poważną, by ją lekce sobie ważyć i po macoszemu traktować - tutaj ortografy są faktycznie sporą przewiną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ambrose, świetna gra słów w ostatnim zdaniu Twojego komentarza! Może Justyna Czechowska nie jest amatorką piwa i myśli, że stawia się je na wadze i waży? Nie mam pojęcia, jak wytłumaczyć ten błąd. Za karę powinna otrzymać zakaz picia piwa przynajmniej przez rok. :)

      Usuń
  4. Zapiszę sobie ten tytuł, ale nie jestem jeszcze pewna czy sięgnę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namawiam do sięgnięcia, według mnie to ciekawa książka. Jest dość krótka. :)

      Usuń
  5. Przygnębiająca wydaje się ta książka. Nie jestem pewna, czy to lektura dla mnie, ale Twój wpis z cytatami przekonał mnie ostatecznie, że chciałabym przeczytać całość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, przygnębiająca. To nie jest pochwała życia singielek, tylko gorzka powieść o pustce, o samotności, o tęsknocie za rodziną. W dodatku główna bohaterka może irytować, bo dość dużo narzeka. Mnie nieco zirytowała tym, że nie lubi Sztokholmu.

      Usuń
  6. Ano, są też i takie nieszczęśliwe kobiety. Nie zainteresowała mnie ta książka w ogóle, tym bardziej, że nie uważam, że wszystkie kobiety są takie same. Jedna będzie chciała męża i dzieci, druga karierę, trzecia zwiedzić świat, czwarta jeszcze co innego. Życie każdej z nich będzie tak samo udane.

    Byki ortograficzne w książce są niewybaczalne. Nie wiem kto i w jakim stanie upojenia ją korygował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorzej jest chyba wtedy, kiedy kobieta nie od razu wie, czego chce od życia, i starzejąc się, dostrzega, że się pomyliła. Bohaterka powieści chce dwóch rzeczy naraz: kariery i rodziny. Sama przyznaje, że gdyby od młodości miała rodzinę, nie znalazłaby czasu ani chęci na zrobienie doktoratu. A teraz, kiedy ma własny gabinet na uczelni, nie potrafi założyć rodziny. Mężczyźni gotowi są spędzić z nią noc, ale zostać na dłużej już nie chcą.

      Usuń
  7. Ooo, nie muszę tego czytać, bo już wystarczająco wiele takich kobiet poznałem. Dotąd nie potrzebowała ani faceta, ani dzieci, a tu nagle czterdziecha i z desperacją w oczach "niech mi ktoś zrobi dziecko". Tylko żaden myślący facet w takie coś się nie wpakuje, raz że facet po czterdziestce nie ma już chęci na pieluchy i nocne wstawania, dwa że skoro jej dotąd nie był facet potrzebny, to zapewne dalej nie będzie - poszukuje tylko dawcy nasienia i alimentów. I pani spędza samotne wieczory z butelką wina i internetem, a po kilku latach takiego życia kwalifikuje się tylko na odwyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterka jest dokładnie taką kobietą, o jakich piszesz. Nadużywa alkoholu, a w czasie pracy na uczelni zamyka się sama w gabinecie i ogląda filmy pornograficzne. Mimo że jest niebiedna, niebrzydka, elegancka, szanse na znalezienie stałego partnera ma raczej niewielkie. Sama wie, że wygląda na zdesperowaną, a zdesperowane kobiety odstraszają mężczyzn...

      Usuń
    2. Tu nawet nie chodzi o samą desperację, a o całokształt. Jeśli kobieta koło 40. nigdy nie była w sensownym związku (a związek bohaterki z Karlem sensowny nie był) - to trzeba uciekać, jeśli do tego chce mieć dzieci - trzeba uciekać w podskokach. Jeśli jeszcze nadużywa alkoholu, to już kompletny dramat.

      Usuń
    3. Zgadza się, związek z Karlem nie był sensowny. Czyli dla kobiet takich jak Karolina nie ma nadziei, do końca życia będą samotne i nieszczęśliwe... Dzięki za przedstawienie męskiego punktu widzenia. :)

      Usuń
  8. Cześć :) Świetny blog, zaobserwowałam Cię. Zapraszam do mnie, jestem tu nowa :) Miłego dnia życzę! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń