8.01.2020

„Koniec z Eddym” Ēdouard Louis


Podobno zły to ptak, co własne gniazdo kala. Pochodzący z północnej Francji Ēdouard Louis nic sobie z tej maksymy nie robi i w autobiograficznej książce pt. „Koniec z Eddym” bez cienia sentymentalizmu, bardzo krytycznie pisze o swojej rodzinie, kolegach ze szkoły, sąsiadach. Odmalowuje rodziców jako ludzi bezmyślnych, skłonnych do okrucieństwa. Ojciec jego wrzucał kocięta do worka i tak długo tłukł nimi o ścianę, aż umarły. Matka ze śmiechem opowiadała, jak to kiedyś urodziła wcześniaka wprost do ubikacji, po czym szturchała go szczotką i spuszczała wodę, aż zniknął w odpływie. W ogóle nie dbała o zdrowie Eddiego – paliła przy nim papierosy, choć chorował na astmę i od dymu tytoniowego dostawał duszności. Rzadko pozwalała mu się kąpać i tylko w wodzie użytej przez starsze dzieci. W obskurnym mieszkaniu wiecznie dudnił telewizor, przez co Eddy nie mógł się ani uczyć, ani spać. Rodzice nienawidzili wszelkich inności, a szczególnie Arabów i homoseksualistów. Tymczasem Eddy bardziej przypominał dziewczynę niż chłopca: miał wysoki głos, często płakał, nie lubił piłki nożnej. Na domiar złego odkrył, że pożąda mężczyzn.

Bycie homoseksualistą w tak nietolerancyjnym środowisku to coś strasznego. Prawie cała książka składa się opisów upokorzeń, wstydu, prób przetrwania. Późniejszy autor „Końca z Eddym” wciąż słyszał, że jest zmanierowany, zniewieściały, i czuł się zraniony do żywego; nie oszczędzała go nawet własna matka. Nie należał do dzieci, które cierpią z godnością, i na wszelkie sposoby próbował poprawić swoją pozycję: udawał chłopca takiego jak inni, głosił nienawiść do homoseksualistów. Dla poprawy humoru wyśmiał innego odmieńca, oszukał dziewczynę, twierdząc, że się w niej zakochał, podczas gdy w rzeczywistości budziła w nim obrzydzenie. Ale „dzielnie” się z nią całował, oczywiście przy świadkach, żeby uznano go za heteroseksualistę. 

„Koniec z Eddym” nie zasługuje na miano powieści, to raczej reportaż lub szkic. Wypowiedzi bohaterów nie wiadomo dlaczego zaznaczone są kursywą, autor nie stara się, by wszystkie fragmenty zgrabnie włączyć w tekst, kilka z nich, ujętych w nawiasy, tkwi w dość przypadkowych miejscach. Na domiar złego Ēdouard Louis, zamiast po prostu zapisać swoje przeżycia i obserwacje i pozwolić czytelnikom wyciągnąć wnioski, wysila się na jakieś analizy społeczne, a był na to w chwili tworzenia książki zwyczajnie za młody, brakowało mu też dystansu do własnej przeszłości. „Koniec z Eddym” to moim zdaniem rzecz przereklamowana, nie ma w niej nic odkrywczego ani zachwycającego. W porównaniu z „Historią przemocy” mało tu głębi. Ot, przeciętna, pełna goryczy historia o chłopcu, który jest prześladowany przez prymitywne otoczenie i który dochodzi do wniosku, że jeśli znajdzie szczęście, to tylko z dala od rodzinnego miasteczka. 

---
Ēdouard Louis „Koniec z Eddym” („En finir avec Eddy Belleguele”), przeł. Joanna Polachowska, Pauza, 2019

10 komentarzy:

  1. O wydarzeniach, które odcisnęły piętno na naszej psychice trudno jest pisać czy mówić z krótkiej perspektywy czasowej. Dopiero po upływie odpowiednio długiego czasu, kiedy staniemy się bogatsi w doświadczenia i wiedzę życiową możliwe są jakieś głębsze analizy. Ale taki zapis na gorąco też może mieć wartość, bo pokazuje siłę danego uczucia, w tym przypadku poczucia krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Édouard Louis wydał tę książkę, kiedy miał zaledwie dwadzieścia dwa lata. W sumie dopiero co opuścił rodzinne miasteczko, nie nabrał dystansu do swoich przeżyć. Wolałabym, by opisał swoje dorastanie bez wysilania się na żadne komentarze. Ale cóż, on ma skłonność do analizowania. Ta skłonność jest jeszcze bardziej widoczna w „Historii przemocy” – próbuje tam tłumaczyć i usprawiedliwić zachowanie mężczyzny, z którym bardzo krótko rozmawiał i który go brutalnie zgwałcił.

      Usuń
  2. Miałam spore oczekiwania co do tej książki, teraz ostudziłaś moje zamiary jej czytania.;( Ale nic to, i tak przeczytam, jak już trafi się w bibliotece.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się dziwiłam, że tak krytycznie ją odebrałam, bo przedtem czytałam bardzo zachęcające recenzje, a „Historia przemocy” nawet mi się podobała. Tym razem nie mogłam pozbyć się wrażenia, że autor wcale nie pisze tak dobrze, jak twierdzą recenzenci, a jego skłonność do analizowania działała mi na nerwy. No i straciłam do niego sporo sympatii, kiedy wyznał, jak oszukał dziewczynę i zmuszał się do jej całowania, choć czuł obrzydzenie.
      Ciekawi mnie, jak Ty oceniłabyś tę książkę. :)

      Usuń
    2. Przeczytałam i podobała mi się, głównie jako obraz rodziny z małego miasteczka położonego z dala od Paryża. Sposób narracji i język do przyjęcia, choć czasem zastanawiałam się, czy zdania są koślawe, bo takie były w oryginale, czy tłumaczce coś nie wyszło.
      Dla mnie to jednak powieść, mam wrażenie, że autor koloryzuje swoje zdarzenia. Nie daje mi spokoju np. sprawa Sabriny - czy atrakcyjna 18-latka chciałaby się zadawać z chłopakiem o 5 lat młodszym? Przecież to dzieciak dla niej.;)) Znalazłoby się więcej takich kwestii.

      Usuń
    3. Wygląda na to, że tylko mnie nie spodobał się „Koniec z Eddym”. :) Tak, ja też miałam wrażenie, że Ēdouard Louis niekiedy koloryzuje swoją przeszłość. Wątek z Sabriną rzeczywiście wygląda podejrzanie. Trudno uwierzyć, by osiemnastolatka chciała zadawać się z dzieciuchem, i to jeszcze nieatrakcyjnym, chudym, wyśmiewanym. Zastanawia mnie też sprawa astmy. Autor twierdził, że miał duszności, że wciąganie powietrza do płuc sprawiało mu problem. Tymczasem przy tej chorobie problem jest nie z wdychaniem powietrza, tylko z wydychaniem (wiem, bo sama mam takie dolegliwości). Z kolei w „Historii przemocy” pisał, że zgwałcono go tak brutalnie, że na pościeli i na podłodze było mnóstwo krwi. Czyli musiał być mocno pokaleczony. I napisał też, że zaraz po tym gwałcie wsiadł na rower i dokądś pojechał. A moim zdaniem z takimi obrażeniami raczej trudno byłoby jechać rowerem. To niby drobiazgi, ale podważają wiarygodność autora...

      Usuń
    4. Podważają, ale pamiętajmy, że to są powieści. Co nie wyklucza ew. skłonności do przesady.;) Rzeczywiście jazda na rowerze po brutalnym gwałcie wydaje się mało realna...
      Nie przejmowałabym się odosobnioną opinią, na odbiór utworu składa się przecież tyle czynników.;)

      Usuń
    5. Zgadzam się z tym, że autor powieści uważanych za autobiograficzne ma prawo do ubarwiania, choć osobiście wolę, by pisał wyłącznie prawdę. :)
      W sumie podziwiam Louisa za odwagę. Najpierw robił wszystko, by ukryć swoje skłonności, a potem sam zaczął opowiadać o nich i chyba siebie zaakceptował.

      Usuń
  3. Raczej odpuszczę tę książkę, myślę, że nie przypadłaby mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie będę zachęcać do przeczytania, bo nie uważam jej za ciekawą książkę. :)

      Usuń