1.11.2018

„Rodzina Jołtyszewów” Roman Senczin


Jak w dwudziestym pierwszym wieku mieszka się na rosyjskiej wsi? Arcyciekawej, a zarazem wstrząsającej odpowiedzi na to pytanie udziela Roman Senczin w powieści pt. „Rodzina Jołtyszewów”.

Na początku książki bohaterowie przebywają w mieście. Powodzi im się całkiem nieźle. Walentyna pracuje w bibliotece i czeka na powrót starszego syna osadzonego w kolonii karnej. Młodszy syn spędza czas na leżeniu w łóżku i myśleniu o niebieskich migdałach. A Nikołaj, strażnik w Izbie Wytrzeźwień, dorabia do pensji okradaniem przywożonych tam ludzi. Któregoś razu zamyka kilkunastu pijanych w ciasnej izolatce i ignoruje ich wołanie o pomoc. Kiedy w końcu ktoś otwiera drzwi, pięć osób ma obrzęk płuc i potrzebuje reanimacji. Ku wściekłości Nikołaja sprawa zostaje nagłośniona, a on otrzymuje wyrok w zawieszeniu, poza tym traci pracę i służbowe mieszkanie. Co teraz robić, gdzie zamieszkać? Zamiast wynająć jakiś kąt i szukać nowego zajęcia, podejmuje tragiczną w skutkach decyzję: wraz z rodziną wprowadza się do starej ciotki mającej nędzne gospodarstwo w pobliżu Gór Sajańskich. 

I w ten sposób Jołtyszewowie grzęzną na wsi.

Rosyjska wieś widziana oczami Romana Senczina to coś strasznego. Bieda tam aż piszczy i w żaden sposób nie można znaleźć pracy. Ludzie są „mizerni, zobojętniali, jakby wyciekało z nich życie”[1]. Poprzyjeżdżali tu z byłych republik radzieckich, wystraszeni zamieszkami narodowowyzwoleńczymi, i mają wrażenie, że wpadli z deszczu pod rynnę. Wszyscy niemal przymierają głodem, ale na wódkę zawsze znajdują pieniądze. Wciąż dochodzi do awantur, rękoczynów, kradzieży, a nawet morderstw. Trzeba być niesłychanie silnym psychicznie, by nie wpaść w alkoholizm czy depresję.

O bohaterach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są sympatyczni. Syn kryminalista cieszy się większym uznaniem rodziców niż ten, który jest pozbawionym agresji marzycielem. Nikołaj w ogóle nie wstydzi się, że omal nie doprowadził do śmierci wielu ludzi, jego żonie też to nie przeszkadza. A jak traktują ciotkę? Szybko zapominają, że przyjęła ich pod swój dach, nie poczuwają się do żadnej wdzięczności. Artiom ma już dwadzieścia pięć lat, a jeszcze nigdy nie pracował w jednym miejscu dłużej niż miesiąc. Do tej pory rodzicom niespecjalnie to przeszkadzało, ale teraz, kiedy nie ma skąd wziąć pieniędzy, gnuśność młodszego syna doprowadza ich do wściekłości. Artiom nie potrafi wrócić do miasta i zarobić na swoje utrzymanie. Przyciskany do ściany, pielęgnuje w sobie poczucie krzywdy i obrzuca pretensjami mamę i tatę, bo przecież to z ich winy trafił na wieś. Wszyscy coraz bardziej się gryzą i nienawidzą. A zimą, kiedy muszą siedzieć w małym pokoju, zmarznięci i pozbawieni jakichkolwiek rozrywek, mają wręcz wrażenie, „że nie wytrzymają, że uduszą się w tym domku-grobowcu, poprzegryzają sobie gardła”[2]. 

Ciemnogród szybko zaczyna panować nad Jołtyszewami i odbierać im te resztki moralności, jakie mieli. Roman Senczin przypomniał tę starą prawdę, że ludzie bezradni, pozbawieni nadziei na poprawę losu stają się coraz okrutniejsi. Oczywiście istnieją chwalebne wyjątki, ale w tej książce ich nie uświadczysz. Powieść została napisana spokojnym tonem, bez histerii i sentymentalizmu. Chociaż bohaterowie drażnią, a świat przedstawiony przeraża, czytelnik raczej nie zdoła oderwać się od lektury – tak jest pasjonująca.

Na koniec ciekawostka: Walentyna uważa, że jej syn odbywa karę „niezbyt daleko, niecałą dobę pociągiem”[3]. Ach, ta Rosja i jej odległości! ;)

Moja ocena: 5/6.

---
[1] Roman Senczin, „Rodzina Jołtyszewów” (oryg. „Елтышевы”), przeł. Magdalena Hornung, Noir sur Blanc, 2015, s. 69.
[2] Tamże, s. 62.
[3] Tamże, s. 138.

10 komentarzy:

  1. Są takie książki, które z jednej strony przerażają, z drugiej zaś fascynują i wydaje się, że "Rodzina Jołtyszewów" należy do tej kategorii. Ta brzydota przelewająca się na kartach powieści przywodzi mi na myśl pióro Kenzaburō Ōe, który jest moim prywatnym mistrzem turpizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, właśnie do tej kategorii należy powieść Senczina! I masz rację co do podobieństwa „Rodziny Jołtyszewów” i utworów Kenzaburō Ōe. Tyle że bohaterom Kenzaburō Ōe można było współczuć, a Jołtyszewowie budzą niechęć. Stary Nikołaj od początku wydawał mi się wstrętny, Walentynę i Artioma przez pewien czas lubiłam, ale potem i oni mi obrzydli. Książkę bardzo polecam, jest mało znana, a doskonała. :)

      Usuń
  2. Mnie ten opis skojarzył się z naturalistą Zolą. Im biedniejsi, mniej wykształceni, bardziej nieporadni, tym okrutniejsi i bez jakichkolwiek hamulców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście ci autorzy w podobny sposób patrzą na świat i ludzi. Tylko że Zola z opisanej tu historii zrobiłby powieść na co najmniej pięćset stron, a Senczin zmieścił się na około dwustu czterdziestu. Twój wpis przypomniał mi o tym, że dawno nie czytałam nic Zoli. Miałam ambitne plany poznania wszystkich jego książek, ale jakoś o tym zapomniałam...

      Usuń
  3. Niesamowity wydźwięk. Straszny, ale niesamowity, zwłaszcza jeśli tak jak piszesz pozbawiony sentymentalizmu i przedramatyzowania. Doceniam to i choć nie do końca wpisuje się to w moje klimaty, bo jakoś nie przepadam za takim ciężkim obrazem, w którym bohaterów nie lubimy... Lubię trudną literaturę, ale jakoś tak bardziej z literatury faktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wobec tego nie będę Cię namawiać do sięgnięcia po „Rodzinę Jołtyszewów. Po przeczytaniu tej książki trudno mi było się otrząsnąć. Jest niesamowicie depresyjna. Miałam chęć jak najszybciej zapomnieć o tej okropnej wsi i o tych okropnych postaciach...

      Usuń
  4. Takie miałam przeczucie, kupując tę książkę, że raczej będzie dobra.;) Ale musi jeszcze trochę zaczekać w kolejce.
    W lit. rosyjskiej często jest tak, że niby czyta się powieść obyczajową, a włosy stają dęba. Ja przynajmniej tak mam, mimo fantastycznej kultury Rosja mnie przeraża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś bardzo dobre przeczucie, tę książkę warto mieć na półce. :) To bardzo ciekawe i trafne, co napisałaś rosyjskiej literaturze. Też mam takie uczucia i chyba dlatego tak rzadko po nią sięgam. Teraz w kolejce czekają „Moskwa-Pietuszki” Jerofiejewa – podobno bardzo dobra – i „Bilans wstępny” Trifonowa. Trifonowa już znam z innych książek, więc wiem, że warto poświęcić mu czas.

      Usuń
    2. Trifonowa znam tylko z "Domu nad rzeką Moskwą" i b. mi się podobał. Wspomniany przez Ciebie tom mam chyba nawet w domu, więc kiedyś przyjdzie na niego wreszcie pora.;) Ze swojej strony mogę polecić L. Pietruszewską, "Jest noc" i "Czas kobiet" to naprawdę niezłe książki.

      Usuń
    3. „Dom nad rzeką Moskwą” czytałam, rzeczywiście jest bardzo dobry. Dobre są też „Drugie życie” i „Zamiana”. Dzięki za polecenie tytułów, wpisałam je na listę i zaczynam poszukiwania. :) W roku 2019 mam zamiar częściej sięgać po książki rosyjskie, zarówno te stare, jak i nowe.

      Usuń