18.08.2018

„Skrucha” Frode Granhus


Po kryminały sięgam nieczęsto, zazwyczaj wtedy, gdy znam już autora z innych książek albo gdy oczaruje mnie tytuł bądź okładka. Do „Skruchy” przyciągnęła mnie właśnie okładka, bardzo gustowna, przedstawiająca zamyśloną dziewczynkę siedzącą samotnie na brzegu morza. Wypożyczyłam więc tę powieść i zaczęłam czytać. Okazało się, że Frode Granhus pisze tak zajmująco, tak sprawnie buduje nastrój zagrożenia, tak sprytnie podsyca ciekawość czytelnika, że przez kilka godzin nie mogłam się od książki oderwać. 

Piękna policjantka Guro, zajmująca się sprawami przemocy wobec dzieci, prowadzi śledztwa w sprawie podpalenia czternastolatka oraz zaginięcia mieszkającej w Bodø sześcioletniej Idy. Ponieważ ciała nie znaleziono, policja uznała ją za uprowadzoną. W podobny sposób dwadzieścia siedem lat temu zniknęły dwie inne dziewczynki. Jedna, dwuletnia, po kilku dniach wróciła, ale nie umiała powiedzieć nic konkretnego o swoich przeżyciach. Co stało się z drugą, nie wiadomo do dziś. Czyżby za wszystkimi porwaniami stał ten sam sprawca? 

Wśród podejrzanych znajduje się miejscowy pedofil, a także ojciec Idy, który uważa się za jasnowidza i z niezachwianą pewnością twierdzi, że córka wróci po trzech dniach. Nie widać po nim, by się martwił. Podobnie spokojna jest matka, traktująca męża jak bóstwo. Guro jeszcze nigdy nie widziała tak dziwnie zachowujących się rodziców dziecka, któremu grozi ogromne niebezpieczeństwo. 

Frode Granhus opisuje zarówno poczynania osób zaangażowanych w śledztwo, jak i dramatyczne przeżycia małej Idy. Nie mnoży trupów i nie epatuje czytelnika brutalnymi scenami, stara się przyciągnąć go przez tworzenie zaskakujących, trzymających w napięciu scen i intrygujących postaci. Odniosłam wrażenie, że policjanci pracują w staroświecki sposób, rzadko korzystając ze zdobyczy techniki. Kiedy na przykład otrzymują informację, że ktoś widział obcego mężczyznę dźwigającego plecak, w którym najprawdopodobniej ukryto dziecko, powinni sprawdzić nagrania z kamer, bo a nuż coś ciekawego się nagrało, i sporządzić portret pamięciowy podejrzanego. Tymczasem oni tego nie robią. O osobistym życiu policjantów nie dowiedziałam się zbyt wiele. Tyle tylko, że Rino ma kłopoty z dorastającym synem, a Guro... Problemów Guro lepiej nie będę zdradzać, gdyż autor porusza je dopiero pod koniec powieści, ujawniając rzeczy szokujące.  

W tej pasjonującej książce denerwowało mnie tylko jedno, a mianowicie nazywanie pedofila „pedziem” oraz „pedałem” (np. na str. 164, 173, 174). „Pedał” i „pedzio” to obelżywe określenia homoseksualisty, czyli mężczyzny zainteresowanego innymi mężczyznami, tymczasem w powieści chodzi o mężczyznę czującego pociąg do kilkuletnich dziewczynek.

---
Frode Granhus, „Skrucha” („Djevelange”), przeł. Maria Gołębiewska-Bijak, Świat Książki, 2018.

4 komentarze:

  1. Faktycznie, określenia o których wspomniałaś na końcu recenzji nie są trafne i to może bardzo przeszkadzać. Ciekawe czy to kwestia niefortunnego tłumaczenia, czy też celowy zabieg autora?
    A sam kryminał wydaje się być niezwykle klimatyczny i tajemniczy. Ach, te skandynawskie klimaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy pierwszy raz pedofil został nazwany pedałem, myślałam, że to jednorazowa pomyłka, ale to się powtórzyło kilka razy. Trudno powiedzieć, kto zawinił: autor czy tłumaczka. A książka jest bardzo ciekawa. Jeśli lubisz skandynawskie kryminały, przeczytaj. :)

      Usuń
  2. Lubię kryminały, o tym jeszcze nie słyszałam, więc chętnie przeczytam. Ale ten zwrot ,,pedzio" to faktycznie przegięcie ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tłumaczka nie odróżnia pedofila od homoseksualisty? :) Książka bardzo dobra, wciąż ją pamiętam. Autor umie zaskakiwać i trzymać czytelnika w napięciu.

      Usuń