5.08.2018

„Pożycz nam męża, Poopy” Graham Greene

Istnieją dwa światy, męski i kobiecy, które łączą się jedynie w specjalnych okolicznościach – pod kołdrą”[1].

Cytat ten pochodzi ze zbioru opowiadań Grahama Greene'a pt. „Pożycz nam męża, Poopy”. Z powieściami tego autora miałam kontakt już wcześniej, ale po krótsze formy sięgnęłam dopiero teraz i muszę przyznać, że czytało się je bardzo przyjemnie. To zupełnie inny Greene niż w „Sednie sprawy”, „Końcu romansu” czy „Doktorze Fischerze z Genewy”. Podczas gdy w tamtych powieściach jest śmiertelnie poważny i ponury, w opowiadaniach okazuje duże poczucie humoru. Z zaskoczeniem zauważyłam, że umie być frywolny, a nawet lekko złośliwy – na szczęście nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku.

Narratorem tytułowego opowiadania, czyli „Pożycz nam męża, Poopy”, jest pięćdziesięcioletni pisarz. Spędza on jesień w hoteliku nad morzem, lecz zamiast pracować, zajmuje się obserwowaniem sąsiadów – młodziutkiej Poopy, jej świeżo poślubionego, skwaszonego męża Piotra oraz dwóch homoseksualistów, którzy postanowili go uwieść. Dziewczyna jest namiętna, ale niesamowicie naiwna i podczas gdy wszyscy dawno odgadli, dlaczego noce nowożeńców są tak nieudane, ona nadal nic nie rozumie. Uważa, że męża zniechęcają jej zbyt małe piersi, tymczasem nawet gdyby miała ciało seksbomby, niczego by to nie zmieniło – Piotr nie umie pożądać kobiet, przyjemność znajduje jedynie w kontaktach z przedstawicielami własnej płci. W tym ciekawym, gorzkim opowiadaniu Greene przedstawił homoseksualistów jako ludzi niewiernych, stawiających na pierwszym miejscu seks, pozbawionych skrupułów. Ani Stefan, ani Tony nie przejmują się uczuciami Poopy, obaj są – delikatnie mówiąc – podli. Zachowanie Piotra też nie należy do ładnych. Bo dlaczego, wiedząc o swoich skłonnościach, ożenił się z Poopy? Dlaczego nie powie tej miłej dziewczynie prawdy, tylko utrzymuje ją w przekonaniu, że jest zbyt brzydka, by podobać się mężczyznom?

Niewidzialni japońscy dżentelmeni” to obrazek z życia starzejącego się pisarza, obserwującego bardzo pewną siebie, ładną i podekscytowaną kobietę. Jej podniecenie wynika z faktu, że wkrótce wyda swoją pierwszą powieść, która – według literackiej gwiazdy in spe – na pewno dobrze się sprzeda, podobnie jak następne książki, te jeszcze nienapisane. Doświadczony pisarz patrzy na to sceptycznie, podejrzewając, że wydawca mógł poczuć się zauroczony jej wyglądem i dlatego chwalił rzekomy talent i zmysł obserwacji. „Chciałem jej powiedzieć: Czy jest pani pewna, że wydawca się nie myli? Wydawcy też są ludźmi i czasami wyolbrzymiają zalety ludzi młodych i pięknych”[2] – myśli narrator. 

Źródło wszelkiego zła” to opowieść o mężczyznach, którzy lubili wieczorami przesiadywać w domach i samotnie popijać. Co denerwowało ich żony. Kazały więc mężom zbierać się kolejno u jednego z nich i upijać wspólnie. Jednak jeden z mężów, osobnik wyjątkowo antypatyczny, nie został dopuszczony do towarzystwa i zaczął się mścić. Opowiadanie jest przepełnione humorem. Czytając je, trudno się nie śmiać.

Subtelna para”, dla odmiany, wywołuje smutek. Autor delikatnie, a nawet wzruszająco opisał spotkanie dwojga ludzi, którzy niewątpliwie byliby ze sobą szczęśliwi, gdyby poznali się wcześniej. Teraz tkwią w nieudanych małżeństwach, a silnie rozwinięte poczucie odpowiedzialności nie pozwala im na rozbicie rodzin. 

W „Doktorze Crombie” narrator wspomina dziwacznego lekarza twierdzącego z pełną powagą, że główną przyczyną zachorowań na raka są... kontakty płciowe, bo przecież „Niemal sto procent ludzi umierających na raka miało stosunki płciowe”[3].

W „Skandalicznym wypadku” autor opowiada o chłopcu, którego ojciec zginął w sposób wywołujący niemal u wszystkich rozbawienie. Nawet kierownik internatu, przekazując osieroconemu uczniowi tragiczną wiadomość, nie potrafił powstrzymać chichotu. Nic dziwnego, że kiedy chłopak dorósł i zakochał się, miał opory przed powiedzeniem narzeczonej o okolicznościach śmierci ojca. Bo co będzie, jeśli dziewczyna wybuchnie śmiechem?

Warto sięgnąć po ten zbiorek i poznać inną twarz autora „Sedna sprawy”.

---
[1] Graham Greene, „Pożycz nam męża, Poopy” („May We Borrow Your Husband? and Other Comedies of the Sexual Life”), przeł. Ewa Krasińska, Prószyński i S-ka, 1995, str. 135.
[2] Tamże, str. 118. 
[3] Tamże, str. 132. 

22 komentarze:

  1. Uwielbiam Greene'a. Jak dla mnie to jeden z najlepszych pisarzy jacy chodzili po świecie. Akurat tego zbioru jeszcze nie znam, ale widzę, że w krótkich formach także trzymał poziom. Dzięki za wartościową opinię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie musisz sięgnąć po ten zbiorek. Tak, w krótkich formach Greene też trzymał poziom. :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. W takim razie zachęcam do przeczytania jeśli nie całej książki, to przynajmniej opowiadania „Pożycz nam męża, Poopy”. :)

      Usuń
  3. Wieki temu byłam w teatrze na adaptacji tytułowego opowiadania. Spektakl utrzymany był w konwencji niemal komediowej, ale czuło się też jakieś niepokojące fluidy. Dobrze byłoby przypomnieć sobie ten tekst i inne ze zbioru, bo zapowiadają się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałam, że była adaptacja „Pożycz nam męża, Poopy”! Opowiadanie właściwie jest tragikomiczne, bo zachowanie homoseksualnej pary, która sprytnie uwodzi Piotra na oczach jego naiwnej żony, można odebrać jako zabawne. Jednak kiedy pomyśli się, jaki szok przeżyje ta biedna żona, gdy odkryje prawdę, robi się straszno.

      Zachęcam do przeczytania, ta książka jest o wiele lepsza od „Końca romansu”. :)

      Usuń
    2. Jeśli lepsze od "Końca romansu", to pewnie w końcu się zdecyduję.;)
      No tak, to musiało być grane w konwencji komediowej, skoro są to humoreski erotyczne (tak twierdzi Encyklopedia teatru, wydawca opowiadań także?);)

      Usuń
    3. Nawet sam Greene nazywał te opowiadania humoreskami erotycznymi. :) Wzmianek o erotyce jest tu całkiem sporo. Na przykład w „Smutku w trzech częściach” kobiety drwią z męskiej anatomii. A w tytułowym opowiadaniu Greene odważnie mówi o homoseksualizmie. Odniosłam wrażenie, że współczuje Poopy.

      Usuń
  4. Aj, po raz kolejny piszesz o prozie Graham Greene'a, a ja po raz wtóry uświadamiam sobie, że nie czytałem jeszcze żadnego z jego dzieł. Ten zbiór sprawia wrażenie b. dobrej pozycji, by zapoznać się z warsztatem autora. Ciekawa jest też poczyniona przez Ciebie uwaga, że pisarz zdaje się być bardziej frywolny w krótkich formach niż ma to miejsce w przypadku powieści - może opowiadania były przez niego traktowane jako wprawki, poligon doświadczalny, szlifowanie warsztatu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poznawanie twórczości autora zaczęłam od znakomitego „Sedna sprawy”, ale te opowiadania też się na początek nadadzą. Nie sięgaj tylko po „Koniec romansu”, który mało komu się podoba. Ciekawe pytanie zadałeś, ale niestety nie znam odpowiedzi. Nic nie wiem o zwyczajach Greene'a. W sumie jestem ciekawa, jakim był człowiekiem: poważnym czy skłonnym do żartów. :)

      Usuń
  5. Autora jeszcze nie znam, ale lubię opowiadania, dlatego chętnie sięgnęłabym po tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej znajduje się dwanaście opowiadań. Niektóre są rozbudowane, inne króciutkie. Warto przeczytać. :)

      Usuń
  6. O poznałabym chętnie Greena ...tego , jak piszesz innego niż w swoich powieściach....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam więc do przeczytania. Myślę, że poczujesz się zaskoczona, bo Greene jest tu inny niż w powieściach. Inny, ale wcale nie gorszy. :)

      Usuń
  7. Agnieszko, dziękuję, że zwróciłaś moją uwagę na te opowiadania. Może nie wszystkie zachwycają, ale każde jest świadectwem bardzo dobrego pióra. Jeśli któreś zostaną mi w pamięci, to na pewno tytułowe, "Subtelna para", "Niewidzialni japońscy dżentelmeni" i "Dobro martwej ręki". Cieszę się, że wreszcie poznałem Greene'a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że sięgnąłeś po Greene'a. :) Koniecznie przeczytaj „Sedno sprawy”, które jest chyba największym osiągnięciem tego autora. Tak, nie wszystkie opowiadania zachwycają. Na przykład „Smutek w trzech częściach” to taki utwór o niczym. Nawet nie wiedziałam, co o nim napisać. „Dobro martwej ręki” też mi się podobało. Przerażająca była ta Józefina, która nie mogąc się pogodzić z porzuceniem, w nietypowy sposób uprzykrzała życie byłemu chłopakowi. „Subtelna para” mnie wzruszyła, z kolei „Pożycz nam męża, Poopy” wzbudziła we mnie mnóstwo najrozmaitszych emocji. Nie wiem tylko, co myśleć o zachowaniu Piotra. Czy on przed ślubem z Poopy wiedział, że nie pociągają go kobiety? A może jeszcze wtedy nie znał siebie i myślał, że wszystko się jakoś ułoży? Ciekawa jestem Twojej recenzji. :)

      Usuń
  8. Recenzji raczej nie planuję, czegoś zabrakło, abym ją napisał (nie samej książce, ale mojej relacji z tą książką).

    O tak, opowiadanie tytułowe wzbudza ogromne emocje. Myślę, że przy analizie postaci Piotra trzeba wziąć pod uwagę kontekst. To opowiadanie pewnie rozgrywa się w latach 60 (biorąc pod uwagę datę wydania zbioru), można zakładać, że jeszcze przed rewolucją seksualną. Nie sposób przykładać do tej historii współczesnej miary. Gdy Piotr dorastał, pewnie problem nie istniał w społecznej świadomości, nie był - tak jak dziś - alternatywą. Nie możemy oczekiwać, że Piotr mógłby powiedzieć Poppy: "przepraszam, nie ożenię się z tobą, bo wolę facetów". Pewnie to by mu nie przeszło przez gardło, a po drugie - i ważniejsze - skazałoby go na niewyobrażalny dziś ostracyzm. On był człowiekiem zależnym, a jednocześnie słabym, wrażliwym, bardzo podatnym na wpływy. Oboje - i on, i Poppy - są ofiarami. To, co mi się podobało, to sposób kreacji działań Stephena i Tony'ego. Narrator ich potępia, to, co robią jest moralnie niejednoznaczne - ale czy złe? Oni sami w pewnym momencie mówią o dobrym uczynku. Jeśli patrzeć na to z perspektywy Poppy - na pewno to fatalne. Tylko że tej dziewczyny i tak nic by nie mogło uratować. Narrator też zdaje sobie z tego sprawę. To, że Piotr na końcu sprawdził się seksualnie, wynika w ogóle z obudzonej, dopuszczonej do głosu (ciała?) seksualności. Nie będzie to szczęśliwe małżeństwo, o nie.

    Ta niejednoznaczność postaci u Greene'a (nie tylko w tym opowiadaniu) jest fantastyczna. Może fabuły nie zostaną ze mną na długo - ale sposób kreacji postaci już tak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się też, kogo symbolizował ten nieszczęsny, biedny gołąb w ostatnim opowiadaniu. Które z bohaterów - komu przetrącono skrzydła, komu pozostaje już tylko śmierć?

      Właśnie, jak się tak nad tym zastanowić, to te sytuacje nie są aż tak jednoznaczne. Weźmy tę Józefinę - to jest stalking podszyty pewną troską, nawet Julia nie ma nic przeciwko. Jest też w tym opowiadaniu taki moment, w którym bohater, siedząc przy Julii, nagle tęskni za Józefiną, za tym, co razem przeżyli - to fantastyczne.

      Równie ciekawe wydaje mi się opowiadanie o japońskich dżentelmenach. Dziewczyna - oczekująca na swój debiut - jest scharakteryzowana jako osoba głupia, apodyktyczna i zakochana w sobie - a z drugiej strony, zdumiewająco trzeźwa, jeśli chodzi o finanse. Jej narzeczony - niby ofiara, niby na przegranej pozycji - a jednak nie próbuje dodać jej siły, raczej podcina jej skrzydła, pewnie powodowany zazdrością.

      Usuń
    2. Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale byłam na krótkich wakacjach bez dostępu do internetu. :)

      Tak, zgadzam się z Tobą, małżeństwo Poopy i Piotra nie będzie szczęśliwe. Pewnie, że nie mógłby powiedzieć „Przepraszam, nie ożenię się z tobą, bo wolę facetów”, ale mógłby w jakiś inny sposób wymigać się od małżeństwa, na przykład skłamać, że kocha inną albo że w ogóle nie chce się żenić. Kłamać jest nieładnie, ale czasami lepiej skłamać, niż potraktować drugą osobę tak, jak on potraktował tę biedną Poopy.

      Piszesz, że przyznanie się do homoseksualizmu skazałoby Piotra na ostracyzm. Na pewno. Rozumiem, dlaczego on chciał to ukryć. Ale coś mi się wydaje, że ludzie i tak domyślą się prawdy. Wszyscy wiedzieli przecież, że Stephen i Tony są homoseksualną parą. Jeśli Piotr często przebywałby w ich towarzystwie, ludzie zaraz by dodali dwa do dwóch i skojarzyli, że on jest zainteresowany mężczyznami.

      Usuń
    3. Kogo symbolizował gołąb... Hmm, nie wiem.

      O tak, zachowanie bohaterów nie jest jednoznaczne, bo też Greene był na tyle dobrym pisarzem, że umiał takich bohaterów wykreować. Ja postępowanie Józefiny, debiutującej autorki oraz homoseksualnej pary oceniam dosyć surowo. Józefina to genialna manipulatorka. Udawała troskliwą i kulturalną, ale nie mam wątpliwości, że jej celem było rozbicie nowego związku Filipa. Porzucone kobiety są mściwe... Owszem, Julia nie miała nic przeciwko temu, ale Julia to taka sama naiwniaczka jak Poopy. Te dziewczyny zupełnie nie umiały rozpoznać niebezpieczeństwa. Nie rozumiały, na co patrzą, i wrogów uważały za przyjaciół. Narrator „Pożycz nam męża” od razu odgadł, że Stephen i Tony są homoseksualistami, a Poopy tego nie zauważyła.

      To prawda, że narzeczony autorki nie próbuje jej wspierać. Może z zazdrości, ale może też być tak, że uważa ją za grafomankę, której nie warto zachęcać do pisania.

      Bardzo żałuję, że nie napiszesz recenzji. Lubię czytać Twoje teksty. :)

      Usuń
  9. Podobał mi się ten humor Greene'a :) W ogóle nieoczekiwanie bardzo polubiłam te jego opowiadania. Teraz celuję w "Podróże z moją ciotką".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podobał. :) A u mnie w planach „Trąd” – powieść z akcją w Afryce.

      Usuń