26.11.2017

„Historia leśnych kochanków” Kazimierz Orłoś


Nie od razu polubiłam opowiadania Kazimierza Orłosia. Autor ten ma tendencję do tworzenia krótkich, niemal pozbawionych zaimków zdań oraz nadużywania równoważników zdań i myślników, przez co jego język wydawał mi się nieco toporny. Dopiero kiedy natrafiłam na „Drucianego lisa”, pomyślałam: „Jaki to poruszający, znakomity tekst!” – i od tej pory już nie miałam problemu z czytaniem Orłosia. Po przewróceniu ostatniej strony „Historii leśnych kochanków” zaliczyłam go do ulubionych pisarzy.

Czym mnie tak ujął? Doborem tematów, realizmem, wrażliwością, zwróceniem uwagi na krzywdę zwierząt, i to nie tylko psa i kota, ale też tych, którym mało kto współczuje: lisa, kuny, jenota, koników polnych, a nawet dżdżownicy. W opowiadaniu „Ból” pisze właśnie o wijącej się z bólu dżdżownicy, podpalanej przez rozbawione dziecko. Czasami bohater opowiadania ogranicza się do obserwacji, innym razem – tutaj jako przykład podam nauczyciela z „Drucianego lisa” – próbuje pomóc dręczonemu zwierzakowi, jednak naraża się tylko na niezrozumienie i szyderstwa. Mieszkańcy wsi nie są zdolni do litości, a ich okrucieństwo nie zna granic. 

Niektóre opowiadania traktują o poszukiwaniu romantycznej miłości. W „Gałązce klonu” widzimy dziewczynę, która boi się wichury i czeka, by chłopak ją pocieszył. Lecz ten dostał już to, co chciał, i nie dba o jej uczucia. „Krótka historia miłosna” opowiada o tragedii bufetowej Jadźki, która jako panna z dzieckiem nie ma łatwego życia. Raz się rozczarowawszy, nie ufa mężczyznom, jednak historia lubi się powtarzać: Jadźka znowu się zakochuje i znowu, ku uciesze mieszkańców miasteczka, trafia na drania. Mężczyznom z tych opowiadań chodzi tylko o jedno, podczas gdy kobiety pragną czegoś więcej i łatwo ulegają złudzeniom. Dla odmiany Władzio z „Cyganka” kochać umie bardzo mocno. Upatrzył sobie kulawą dziewczynę z ubogiej romskiej rodziny i nie zważa na szyderstwa kolegów i niechęć rodziny.

Większość opowiadań wywołuje smutek, bo ma nieprzyjemnych bohaterów i przedstawia przykre wydarzenia, często wręcz przemoc. Można tu poczytać m.in. o porzuconym noworodku, zakatowaniu starego człowieka, nauczycielu pobitym przez dresiarza, chłopcu, który chciał podarować swojej dziewczynie gałązkę bzu, a został zaatakowany przez właścicielkę krzaka. Niektórzy bohaterowie nie posuwają się do rękoczynów, wykazują „jedynie” wielką agresję słowną. Mam tu na myśli Polaków z opowiadania „Chrystus był Żydem”, żałujących, że nie wszyscy Żydzi zostali zagazowani. Pośmiać się można jedynie przy czytaniu „Pragnienia”, a ściślej: jego początku. Punktem wyjścia jest następująca sytuacja: pistolet milicjanta wpada do nieczystości. Jak go wydobyć? Zawiadowca stacji wie, jak pomóc. Woła miejscowych pijaczków. Ci przecież zrobią wszystko, by dostać choć odrobinę wódki.

Na koniec dodam, że opowiadania zawarte w tym zbiorku pochodzą z różnych okresów życia autora. Niektóre zostały napisane w czasach PRL-u i utrwalają atmosferę tamtych lat, inne powstały niedawno. Są bardzo dobrze skomponowane, nieprzegadane; autor ma niewątpliwie talent do tworzenia krótkich form. Widać, że nie lubi umieszczać akcji w dużych miastach, tylko w tych malutkich oraz na wsiach. Lubi też ozdabiać opowiadania zwięzłymi, ale bardzo barwnymi i pięknymi opisami przyrody.   

Moja ocena: 5/6.

---
Kazimierz Orłoś, „Historia leśnych kochanków i inne opowiadania”, Wydawnictwo Literackie, 2013. Pod tym linkiem znajdują się tytuły opowiadań. A tutaj autor opowiada,  w jaki sposób tworzy książki.

12 komentarzy:

  1. Zajrzałam do życiorysu w Wikipedii. Okazuje się, że pan Orłoś skończył studia prawnicze. A zatem i dla mnie jest jeszcze szansa na "karierę" literacką. Chętnie zapoznam się z jego pisaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma szansę na karierę literacką. :) A opowiadania Orłosia naprawdę warto przeczytać. Tylko dwa nie przypadły mi do gustu: „Rozmowa o gwiazdach” – bo traktuje o niczym, oraz „Pokój” – bo jest zbyt łopatologiczne i przejaskrawione.

      Usuń
  2. Jak widać autor koncentruje się na mrocznych aspektach człowieczej natury. Bardzo ciekawe wydają się opowiadania dotyczące zwierząt - to dziwne, ale wielu ludzi przypisuje sobie prawo męczenia, gnębienia czy wręcz torturowania zwierząt, i to tylko dlatego, że są to istoty o rzekomo niższej inteligencji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor zwraca uwagę na to, co brzydkie, okrutne, bolesne. Wiele opowiadań jest pesymistycznych, po ich przeczytaniu ciężko się robi na sercu.

      Orłoś pisze o kotach, które dokarmiał i próbował oswoić, o rozpaczy psa, którego pan zmarł, o wielbłądzie przygarniętym przez pewnego urzędnika, o malutkich jeżach... Opowiadań o zwierzętach jest tu zaskakująco dużo. :)

      Usuń
  3. Nie znam twórczości tego autora, ale muszę przyznać, że te opowiadania mnie zainteresowały. Bardzo chętnie je przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto przeczytać. Opowiadania bardzo mu się udały. Ciekawe, jak wypadł w powieści. Mam zamiar jeszcze sięgnąć po „Dom pod Lutnią”. :)

      Usuń
  4. Lubię obszerne powieści, ale z wiekiem przekonuję się do krótszych form literackich, szczególnie jeśli autor esperymentuje z językiem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Orłoś ma talent do tworzenia krótkich form, więc warto sięgnąć po tę książkę.
    PS Bardzo się cieszę, że wróciłaś do blogowania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zachciało mi się ;)

      Usuń
    2. Bardzo lubiłam Twój blog i miałam nadzieję, że wrócisz. Żałuję, że wiele starych blogów z czasów zawiesiło działalność. Może jeszcze wrócą Lirael, Jeżanna, Nutta i inne osoby. :)

      Usuń
  6. Lubię opowiadania. A skoro autor potrafił wychwycić atmosferę, a jest też przestrzeń, natura i prowincja, to chętnie poznam jego prozę:) Tym bardziej, że to nie jest jedyny tytuł chwalony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo zachęcam do poznania tych opowiadań. Orłosiowi udało się na niewielu stronach powiedzieć o życiu coś ważnego. :) Niedawno przeczytałam też „Dom pod Lutnią”, ale tym razem nie poczułam się zauroczona. Ten autor jest według mnie mistrzem krótkich form, z powieściami radzi sobie nieco gorzej.

      Usuń