9.08.2017

„Chłopiec z lodu” Guido Sgardoli


Doktor Warren, fizyk jądrowy, brał udział w konstrukcji bomby atomowej. Gdy dowiedział się, że użyto jej do uśmiercenia ludzi i że zginął jego jedyny syn, wpadł w depresję. Po wojnie znalazł pracę na stacji meteorologicznej na Grenlandii. Któregoś bardzo mroźnego dnia postanowił usiąść na brzegu oceanu, zamknąć oczy i pozwolić, by natura zrobiła swoje. I kiedy szukał dogodnego miejsca do popełnienia samobójstwa, zauważył coś dziwnego – w jednej z brył lodu tkwiło dziecięce ciało. Zdumienie doktora wzrosło, gdy okazało się, że chłopiec żyje.

Kim jest ten chłopiec? Skąd wziął się w lodzie? Jak to się stało, że nie umarł, przebywając w tak ekstremalnych warunkach? Dlaczego ma pomarszczoną skórę i czarne, kruszące się zęby? W książce nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie te pytania, autor zdecydował się zostawić białe plamy i przypomnieć czytelnikom, że natura kryje wiele zagadek, a niektórych zjawisk, takich jak chociażby hibernacja, nie umiemy wyjaśnić do końca. 

Guido Sgardoli wzruszająco pokazał tęsknotę chłopczyka za biologiczną rodziną oraz depresję mężczyzny, który uświadomił sobie, że niechcący przyczynił się do śmierci wielu ludzi. Rozwój uczuć pomiędzy tymi dwoma bohaterami został opisany subtelnie i przekonująco. A kochać małego Jima nie jest łatwo. Nie wystarczy siedzieć obok i obserwować, jak odzyskuje zdrowie. Trzeba go także chronić przed eksperymentami medycznymi i pracownikami agencji rządowych, widzącymi w nim nie delikatną istotę ludzką, tylko fascynujący obiekt do badań nad hibernacją. Czy pogrążony w żałobie, apatyczny mężczyzna poradzi sobie z tak potężnymi przeciwnikami i nie zawiedzie dziecka, które zaczyna mu ufać?...

Spójrzmy teraz na pracę tłumaczki Hanny Cieśli:
„Przechodząc obok starej ryciny, zawieszonej na ścianie salonu, przyszła mu do głowy myśl” (s. 96) – żeby tłumacz nie umiał poprawnie użyć imiesłowu?...  
„(...) jedna jego część była tam, gdzie jego myśli, druga próbowała zaadoptować się do nowych miejsc i nowych twarzy” (s. 98) – żeby tłumacz mylił znaczenie słów? Wyrazy „adoptować” i „adaptować” brzmią podobnie, ale znaczą coś innego. W tym przypadku powinno być oczywiście „zaadaptować”.  
„(...) napiłabym się filiżankę dobrej, gorącej kawy” (s. 109) – albo „napiłabym się dobrej, gorącej kawy”, albo „wypiłabym filiżankę dobrej, gorącej kawy”. 
„Skuter nie mógł ruszyć, więc postanowił dalej iść pieszo” (s. 17) – od kiedy skutery mają nogi? 
„wyczuwając intuicyjnie myśli chłopca” (s. 98) – masło maślane, „wyczuwając” to przecież inaczej „rozpoznawać intuicyjnie”. 
„Jego siła i wola dzień po dniu rozwijały się, podobnie jak każda inna część ciała, jak kości i mięśnie” (s. 18) – o ludzie, przecież siła i wola to nie części ciała!  
Starczy przykładów, bo nie chcę się denerwować. Tak więc do autora nie mam żadnych zastrzeżeń, do pań zajmujących się przekładem i redakcją – mnóstwo. Gorąco polecałabym „Chłopca z lodu”, bo to książka niebanalna i wzruszająca (choć może zbyt smutna jak na młodzieżówkę), gdyby przetłumaczona była na polski, a nie na polskawy. 

---
Guido Sgardoli, „Chłopiec z lodu” („The Frozen Boy”), przeł. Hanna Cieśla, red. Ewa Stuła, Edycja Świętego Pawła, 2013. 

11 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o tym tytule, a brzmi ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś bezlitosna :) a "skutek nie mógł ruszyć, więc postanowił iść pieszo" wyrwane z kontekstu brzmi przednio :)Ja czasami gdy czytam coś w oryginale potrafię zajrzeć do polskiego wydania i zobaczyć jak tłumacz sobie poradzić z jakąś dziwną frazą i wtedy to dopiero okazuje się, że tłumacze robią co im się żywnie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście i ja się pomyliłam: skuter :)

      Usuń
    2. Dobrze by było, gdyby skutery mogły chodzić pieszo. :) Niestety, wielu tłumaczy nie dba o jakość przekładu, licząc na to, że czytelnik nie będzie porównywał tłumaczenia do oryginału. Hanna Cieśla należy właśnie do tych, które robią, co im się żywnie podoba.

      Usuń
  3. Bardzo interesujący pomysł na fabułę. O książce w ogóle nie słyszałem - jej publikacja nie odbiła się chyba szerokim echem w wydawniczym światku. Szkoda, że przyjemność z lektury została zepsuta przez kiepską redakcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko zaglądam do książek tego wydawnictwa, bo to wydawnictwo katolickie, jednak w „Chłopcu z lodu” nic o religii nie ma. To zwyczajna powieść bez wątków religijnych. Jest tu za to trochę fantastyki... ale nie będę nad tym się rozwodzić, by nie spojlerować. :)

      Usuń
  4. Książka rzeczywiście ciekawa, a błąd tłumaczki ksiązkowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy punkt wyjścia. Doktor przyczynił się do śmierci wielu osób, ale w zamian otrzymał możliwość niejakiego odkupienia, musi tylko uratować pewne zagrożone istnienie.Młodzieżowa, mówisz. Niesie ewidentne przesłanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba młodzieżowa, bo wypożyczyłam ją z biblioteki dla dzieci, a w katalogach też jest określana jako młodzieżowa. :) Bohater przyczynił się do śmierci tysięcy osób, ale jedna osoba będzie uważała go za winnego, druga nie. On nie wiedział, do czego zostaną wykorzystane jego odkrycia.

      Usuń
  6. Fabuła rzeczywiście brzmi ciekawie, niemniej tłumaczenie to koszmar... Ale kto wie, może kiedyś jak natknę się na książkę w bibliotece, to wypożyczę, zainteresował mnie ten chłopiec i mężczyzna z depresją, a także ich relacja. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, koszmar. Może gdyby redaktorka zbeształa tłumaczkę, ta poprawiłaby błędy. Relacje pomiędzy tajemniczym chłopcem a myślącym o samobójstwie mężczyzną została przedstawiona bardzo ciekawie. To jest pokazane, jak bardzo potrafimy się zmienić i nabrać sił do walki z losem i depresją, gdy czujemy, że jesteśmy komuś potrzebni. :)

      Usuń