2.12.2015

„Wiosna, Emilio” Elżbieta Cichla-Czarniawska


Siostry Zofia i Emilia od kilkudziesięciu lat mieszkają razem. Schorowana Emilia nieraz marudzi i ze złości rozbija szklanki, ale szybko zaczyna się wstydzić i przepraszać. Zofia w myślach życzy jej śmierci, ale tylko przez chwilę, bo zaraz pojawia się litość i zrozumienie dla zniecierpliwionej chorej. Emilia przecież od kilkudziesięciu lat ma gruźlicę, a teraz właściwie dogorywa, więc jak można gniewać się na to biedactwo? I mają na świecie tylko siebie...

Nie wiem, jak autorka to zrobiła, ale tę powieść o nudnym życiu starych panien czytało mi się znakomicie. Może dlatego, że relacje pomiędzy siostrami zostały opisane w bardzo głęboki sposób. Widać, że uczucia Zofii do Emilii są mocno, mocno mieszane. Zofia nie ma predyspozycji do zawodu pielęgniarki, brzydzą ją zapachy lekarstw, zarazki, kaszel. Czuje się pokrzywdzona, bo od wczesnej młodości musiała tkwić przy chorej. Wydaje jej się, że to przez Emilię zamknięta jest w klatce, traci znajomych, nie ma czasu na czytanie książek. Właściwie odpoczywa tylko wtedy, kiedy siostra przebywa w szpitalu. Ale wpada w panikę, kiedy Emilia ma krwotok lub wyższą niż zwykle gorączkę. To miłość, zniewolenie, a może po prostu przyzwyczajenie? Podczas czytania zastanawiałam się, co będzie, gdy Emilia wreszcie umrze. Czy Zofia zacznie korzystać z życia, a może nie będzie umiała uporać się z uczuciem pustki?...

Elżbieta Cichla-Czarniawska sprawnie przeplata opisy teraźniejszości z retrospekcjami. Poznajemy młodość sióstr, kiedy były wystrojonymi podlotkami, córkami ziemianina, i nawet nie śniło im się, że kiedyś będą musiały cisnąć się w blokowej klitce i same zarabiać na swoje utrzymanie. Poznajemy ich przeżycia z okresu 1939-45. Emilia spędziła wojnę w Paryżu i bez skrupułów romansowała z mężem kobiety, która się nią opiekowała. Zofia miała gorzej, bo utknęła w Warszawie i tylko cudem uniknęła śmierci podczas powstania. Omówione zostały też sprawy sercowe sióstr, bo choć koniec końców zostały starymi pannami, w młodości potrafiły mocno kochać.

„Wiosna, Emilio!” to ciekawa, solidna powieść psychologiczno-obyczajowa. Dlaczego ciekawa, wyjaśniłam wcześniej, a solidna dlatego, że napisana przez osobę, która świetnie znała się na swoim rzemiośle (nie to, co większość dzisiejszych autorów) i umiała ukazać złożoność relacji międzyludzkich. O autorce wcześniej nie słyszałam, ale chyba poszukam kolejnych jej książek. Kiedy wybieram sobie coś do czytania, nie interesuje mnie, że dwudziestu blogerów pisze o książce X, a o tej, po którą ja sięgam, nikt lub prawie nikt. I że nikt jej nie czytał, nikt się nią nie zainteresuje, a ja wyjdę na osobę, która nie zna się na nowościach i ma nudnego bloga. Trudno. Ważne jest, by czytać to, co się chce, bo tylko wtedy czytanie jest pasją, a nie obowiązkiem.

---
Elżbieta Cichla-Czarniawska, „Wiosna, Emilio!”, Iskry, 1985.

19 komentarzy:

  1. Dla mnie również ta autorka to nowość, a powieść wygląda zachęcająco. Przypomniało mi się opowiadanie Sylwii Chutnik ze świetnego tomu "W krainie czarów", w którym dorosły mężczyzna mieszka ze schorowaną matką. Nie ułożył sobie życia (nie cierpię tego wyrażenia, życie to przecież - niestety - nie puzzle, które można sobie, ot tak, ułożyć), choć ma ochotę na samodzielność. Opowiadanie, którego tytuł rozpłynął się we mgle niepamięci ;-), kończy się niedopowiedzeniem. A ten ciąg dalszy to właśnie najciekawsze - co zrobić z życiem, które w pewnym sensie na nowo się zaczyna? A może dla osamotnionego opiekuna ono też się kończy? Ciekawe, czy "Wiosna, Emilio!" odpowiada na to pytanie...
    Popieram - warto czytać to, na co ma się ochotę (choć osobiście półkom z nowościami oprzeć się nie umiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "Wiosna..." odpowiada na to pytanie, ale odpowiedzi oczywiście nie zdradzę. Napiszę tylko, że stało się tak, jak przewidywałam.
      No właśnie, niektórzy wyobrażają sobie, że gdyby tylko pozbyli się obowiązku opieki nad kimś (np. zniedołężniałym rodzicem, niepełnosprawnym dzieckiem), mogliby dokonać w życiu wielkich rzeczy i mieć różne przygody, tymczasem kiedy ten podopieczny umiera, nic nie robią. Ja to sobie tłumaczę w ten sposób, że niektórzy ludzie przyzwyczajają się do tego, co uważają za kamień u szyi i gdy pozbędą się tego kamienia, jest im tak samo ciężko, a w dodatku czują pustkę, której nie umieją zapełnić.
      Ja też nie lubię wyrażenia "ułożyć sobie życie", bo co to właściwie znaczy? Chyba tylko tyle, by żyć tak samo jak inni - mieć stałą pracę, małżonka, dzieci. Kto się wyłamuje z tego schematu, ma według ludzi życie "nieułożone".
      Twórczości Chutnik jeszcze nie znam, ale to tylko kwestia czasu :)

      Usuń
  2. A jednak tytuł napawa optymizmem :)
    PS. To Ci się chwali, że wydobywasz na światło dzienne takie książki - ja często będąc w bibliotece wybieram bardziej znane tytuły bądź autorów w obawie przed rozczarowaniem. Szkoda, że często na starszych wydaniach książek w ogóle nie są umieszczane żadne opisy tzw. "blurbów"; bez rekomendacji rzadko biorę w ciemno taką książkę, chyba, że sam tytuł mnie zauroczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle razy zawiodłam się na znanych tytułach i książkach wychwalanych przez blogerów, że nie boję się zaryzykować i wziąć coś nieznanego. I często bywa tak, że trafiam na książkę ciekawą albo nawet na jakąś perełkę. Tak, tytuł jest bardzo optymistyczny. Ale treść - niezbyt :)

      Usuń
  3. Szykuje się bardzo solidna lektura - wiele rzeczy w tej powieści bardzo mi się podoba. Począwszy od motywu starych panien, a na trudzie związanym z opieką nad przewlekle chorym skończywszy. Szczególnie to drugie zagadnienie jest bardzo interesujące, bowiem ogromnie złożone i skomplikowane - poświęcenie siebie i swojego czasu dla drugiego człowieka, który odchodzi i umiera to ogromne wyzwanie. Wielu współczesnych ludzi nawet nie próbuje go podjąć, odsyłając chorych czy zniedołężniałych do wszelakiej maści ośrodków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię czytać o starych pannach :) W tej książce jedna z sióstr musiała się opiekować drugą aż przez kilkadziesiąt lat. I w sumie trudno powiedzieć, która z nich była w trudniejszej sytuacji - ta przewlekle chora czy ta zdrowa, ale zabiegana, zmuszona do opieki, do zdobycia pieniędzy na życie, przestraszona tym, że się zarazi.

      Usuń
  4. Brzmi interesująco i ciekawie. Można się zaczytać. A wiesz co Koczowniczko, ja czuję się trochę zmęczona tym natłokiem nowości recenzowanych na blogach. Tych stosików, zapowiedzi wydawniczych, współprac z wydawnictwami, top list i must have. I tego, że w kółko są te same tytuły, te same nazwiska, te same motywy i fabuły, ten sposób pisania. Taki sam zachwyt i wysokie oceny za słabe książki. I wciąż i wciąż to samo tu i tam. Jak gdyby nic innego nie istniało, albo nie było warte uwagi. Jestem zmęczona, a mimo to sama biegnę w bibliotece na półkę z nowościami, wybieram te błyszczące okładki, czytamy krótkie opisy z tyłu i z zachwytem wypożyczam. Potem szybko sprawdzam na "lubimyczytac" ocenę, która jest wysoka i z zadowoleniem czytam... a potem jestem rozczarowana. Bo trudno nie być, kiedy rzadko trafiam na opowieści, które mnie urzekają. A z drugiej strony czuję przymus, szybkiego czytania, szybkiego wypożyczania. I boję się, że jeśli wezmę lekturę z babcinej biblioteczki, która na znanym portalu ma ocenę poniżej sześć, a często pięć, to się nie zachwycę, to jej nie zrozumiem, to do niej nie dorosnę. Dlatego lubię zaglądać w takie miejsca jak Twoje. Gdzie odpoczywam i dojrzewam literacko. Gdzie znajduje coś wyjątkowego i gdzie smakuje się lektury. Bo tutaj jest taki spokój, mądrość i zgoda na to co niesie życie. Bo dla mnie są ważne, są ostoją i uformowaną, niesprecyzowaną tęsknotą za czymś zwyczajnym, dobrym. I właśnie dlatego lubię takie nudne blogi, jak Twój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się czuję zmęczona tym natłokiem zapowiedzi, stosików i pochwalnych recenzji. Są tacy blogerzy, którzy codziennie wstawiają pozytywną recenzję jakiejś nowości, a ja nie umiem pojąć, jak można tak szybko czytać i tak szybko pisać recenzje. Jak ci blogerzy to robią??? Na ich blogi niemal w ogóle nie zaglądam. Szukam blogów, których autorzy piszą szczerze. Co do nowości, mam taki problem, że w mojej bibliotece bardzo ciężko jest na nie natrafić, bo niemal każdy je łapie. Kilka dni temu udało mi się wypożyczyć nowość K. Bondy pt. "Maszyna do pisania". Recenzje czytałam różne - negatywne, ale i bardzo dobre... Dziękuję za miłe słowa, ale nie zasłużyłam na nie :)

      Usuń
    2. I ja też często się zastanawiam skąd brać na to czas? Na to by tak często wstawiać takie długie recenzje, często grubych książek, a na pewno nowości. Mając do tego pracę, dom i niektórzy małe dziecko. Kiedyś mnie to fascynowało, wpędzało w kompleksy, że tak wolno czytam, że wychodzi mi około stu książek rocznie beletrystycznych, a im ponad dwieście, w tym poradniki czy opracowania historyczne. Ale teraz dochodzę do wniosku, że faktycznie istnieje coś takiego jak 'prawda czasu i prawda ekranu'. Są takie blogi, do których zaglądam z niejaką fascynacją, że mają tyle przeczytane nowości i tyle zachwycających recenzji, ale nie są one dla mnie wyznacznikiem niczego, bo nie mogę im zaufać. Jest też taki blog, który mnie fascynuje ilością kupowanych książek, bo niemalże codziennie na facebooku czy instagramie pojawiają się zdjęcia paczek z książkami z każdej kategorii, bez sortowania. Czasem podejmuję wędrówkę po blogosferze, przeglądam cudze miejsca, z zainteresowaniem przeglądam dobór i zapiski z lektur i z poczuciem ulgi wracam do znanych mi kącików blogów, którym mogę zaufać i, które są mi bliskie. I też szukam miejsc autentycznych, które potem odwiedzam z radością i pozwalam się im zauroczyć ;)
      U mnie też trudno złapać jakieś nowości w bibliotece, ale czasem mam szczęścia i wyłapuję lektury przed innymi, szybkimi czytaczami. Często też nie ma starszych lektur, które chciałabym bliżej poznać. Na szczęście jest tyle książek, że zawsze coś dla siebie znajdę ;)
      Bondy czytałam tylko "Pochłaniacza" i nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, za mało kryminału w kryminale, za dużo wątków pobocznych, natomiast innych książek tej autorki nie poznałam.
      Zasłużyłaś, inaczej bym ich nie napisała. Jesteś wyjątkowa i Twoje miejsce też takie jest :)

      Usuń
    3. Jestem chyba bardziej cyniczna, bo podejrzewam, że niektóre blogerki nie czytają książek, które recenzują, tzn. czytają początek, a pisząc recenzję, dają streszczenie początku plus nieco przerobioną notę z okładki i na koniec kilka zachwytów typu "genialna książka, polecam". Jak im się zada jakieś pytanie na temat książki, to nie odpowiadają, bo nie wiedzą, co odpowiedzieć.
      Ależ 100 książek rocznie to bardzo dobry wynik! Ja czytam o wiele mniej. Najwięcej czytałam w okresie od 8 do 18 roku życia, to było jakieś szalone pochłanianie, potem czytałam już o wiele mniej. Ale staram się codziennie przeczytać przynajmniej kilka kartek. Czasem czytam kilkanaście, kilkadziesiąt, a niekiedy, bardzo rzadko, to i kilkaset kartek, siedzę sobie na przykład do czwartej rano, nie myśląc o tym, że o szóstej trzeba wstać.
      To samo mogę napisać o Twoim blogu. Nie rozumiem, dlaczego dopiero niedawno go odkryłam :)

      Usuń
    4. Moja mama też tak mówi i ja też powoli się do tego skłaniam, że niektórzy po prostu nie czytają, a zachwycają się książkami. A wiesz co, ja często nie pamiętam danej opowieści. Czasem pamiętam fragmenty, albo jakieś istotne wydarzenia. Zwykle takie zapominanie pojawia się około miesiąca po lekturze.
      Myślę sobie, że dla mnie między siedemdziesiąt a sto to taka optymalna ilość. Chciałabym tylko czytać tak bardziej doroślej, bardziej dojrzale. Żeby poczuć te książki wszystkimi zmysłami, zanurzyć się w nich i wczuć się w nie. Często czytam za szybko, za chaotycznie i nie mogę się skupić, może dlatego wybieram głównie lekkie obyczajówki, które nie zachwycają. Byle szybciej. I ja również czytam codziennie kilka kartek, ale nigdy nie udało mi się zarwać nocy dla książki - zawsze mnie utłucze i zasypiam ;)
      Ja też w takim wieku czytałam mnóstwo, mnóstwo książek. I jeszcze próbowałam się robić na taką dojrzałą i wybierałam dorosłe książki, z których niewiele zrozumiałam i teraz myślę, że czas sobie odświeżyć te lektury, które pochłaniałam w młodzieńczym szale. ;)
      Ja u Ciebie buszuję, grubo ponad rok, tylko rzadko coś piszę, bo przecież pisać, że książki nie czytałam, a brzmi fajnie - nie lubię, a wdawać się w mądre dyskusje - nie umiem. Więc zachwycam się w ciszy ;)

      Usuń
    5. Co do mnie, o niektórych książkach zapominam bardzo szybko, po miesiącu niewiele mogę o nich powiedzieć, a inne pamiętam bardzo długo. Niedawno odświeżyłam sobie czytanego w wieku 14 lat "Martina Edena" i ze zdumieniem zauważyłam, że niemal o żadnej scenie nie zapomniałam.
      Ależ pięknie napisałaś o tym czytaniu! :)
      Ja też chciałabym czytać tak, by wczuć się w książkę wszystkimi zmysłami, ale rzadko mi się to udaje. Trudno tego dokonać, gdy czasu ma się mało, a kłopotów dużo. I gdy trudno o ciszę...

      Usuń
  5. Nowości na blogach? nie wiem, o czym piszesz:) tzn. wiem, ale prawie nie zaglądam na blogi, których właściciele zajmują się wyłącznie współpracą z wydawnictwami. Jakoś nie potrafię się do nich przekonać. Może to krzywdzące dla paru blogerów, ale myślę, że skoro mają takie rzesze wiernych czytelników to brak jednego nie zrobi im różnicy. Zaciekawiło mnie pytanie, czy gdy siostra zostanie uwolniona od przykrych obowiązków poczuje się wreszcie wolna, czy będzie zdominowana wyrzutami sumienia i poczuje pustkę,. To bardzo ciekawe pytanie. I pewnie nie ma na nie odpowiedzi, bo ile osób tyle może być zachowań/rozwiązań. Znam osobę, która po śmierci swojej krewnej, którą opiekowała się długie lata, a przez którą była zdominowana i zniewolona odżyła i w końcu odzyskała radość życia, choć ta radość jest troszkę podszyta smutkiem, a znam taką, która wpadła w rozpacz i nie potrafi zapełnić sobie pustki i chciałaby raz jeszcze być zdominowana i podporządkowana opiece. Ciekawy pomysł i ciekawy temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na takie blogi niemal w ogóle nie zaglądam, bo po co? Szukam osób, dla których prowadzenie bloga jest pasją, a nie sposobem na zdobywanie darmowych książek.
      Zgadzam się, że ile osób, tyle zachowań. Zniewolenie psychiczne to w ogóle ciekawa sprawa. Ja na przykład często uważam się za zniewoloną przez swoją rodzinę i sobie myślę, że gdybym gdzieś sama wyjechała, tobym była szczęśliwa. W lipcu wyjechałam sama na dwa tygodnie i co? Już po dwóch dniach ta wolność mi obrzydła, zaczęłam zamartwiać się, czy ktoś powycierał w mieszkaniu kurze (dziecko ma bardzo silną alergię na kurz) itd. Cały wyjazd miałam przez to zmarnowany i z ulgą wróciłam do domu :)

      Usuń
  6. Łał, ale niebywała lektura. Obie są jak w pułapce, w więzieniu. Nie mogą się od siebie uwolnić. Znalazłaś świetną lekturę. Poszukam jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, obie były na siebie skazane. Ta zdrowa mogła uciec, ale nie potrafiła, bo szkoda jej było siostry.
      To staroć, ale taki w sumie sympatyczny i dający dużo do myślenia :)

      Usuń
  7. Bardzo interesująca książka. Coś dla mnie.
    Ciekawa jestem czy biblioteka ją ma.
    Żadne dzisiejsze nowości nie są w stanie zastąpić takich książek.
    A Tobie polecam tę co sama ostatnio przeczytałam, tyle że opisać nie mam kiedy a mianowicie " Trzecią próbę lotu" Witter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że czytając tę książkę, pomyślałam o Tobie, tzn. że Tobie mogłaby się spodobać :) To taka zacna, solidnie napisana książka w starym stylu. O "Trzeciej próbie lotu" nie słyszałam. Zapisuję sobie tytuł.

      Usuń
    2. Miło mi, że moja skromna osoba przychodzi Ci przy takiej okazji na myśl.

      Usuń