4.09.2015

„W diabelskiej pętli” Stefania Jagielnicka-Kamieniecka


Bohaterką „W diabelskiej pętli” Stefanii Jagielnickiej-Kamienieckiej jest niemal pięćdziesięcioletnia śpiewaczka Ina, osóbka prymitywna i niezrównoważona psychicznie. Uważa się za piękność, lubi się rozbierać i podziwiać w lustrze. Miała setki kochanków, ale żaden nie zechciał zostać z nią na dłużej. Jeden znalazł sobie młodszą, drugi postanowił nie odchodzić od żony, trzeci wolał zamieszkać we wspólnocie religijnej. W chwili, gdy zaczyna się akcja książki, Ina czuje się całkowicie załamana, bo nie dosyć, że jest sama, to jeszcze straciła głos i nie może występować. Lekarze nie umieją jej pomóc. Nic dziwnego, bowiem głos odebrał jej... diabeł. 

Tak, diabeł – z rogami i ogonem. Ukazuje się on ciągle biednej Inie, straszy ją i prowadzi z nią długie dysputy, które Jagielnicka-Kamieniecka z upodobaniem opisuje (jedna rozmowa zajmuje aż pięć stron!). Psychiatra – i na jego przykładzie można zobaczyć, jak niewiarygodnych i niekompetentnych bohaterów wymyśla autorka – na skargi pacjentki odpowiada, że halucynacjami i głosami nie trzeba się przejmować, gdyż są one oznaką artystycznej wrażliwości. Wysyła chorą Inę do spowiedzi. Matka, przedstawiona na początku książki jako istna wiedźma, okazuje się nagle słodką panią typu „do rany przyłóż”. Ta przemiana bohaterki złej w dobrą jest całkowicie nieprawdopodobna pod względem psychologicznym. Opisy rzeczywistości również sprawiają wrażenie odrealnionych: w szpitalu psychiatrycznym pacjentki są głodzone i traktowane z nienawiścią, wśród personelu nie ma ani jednej osoby, która odnosiłaby się łagodnie do chorych biedaczek.

Ponadto autorka nieznośnie przynudza. Otrzymujemy na przykład suchą informację, że żona psychiatry próbowała popełnić samobójstwo – i tyle, żadnego rozwinięcia. Atak z nożem na niewiernego kochanka został podsumowany w jednym obojętnym zdaniu, podczas gdy lepszy pisarz zrobiłby z tego wydarzenia kulminacyjny punkt powieści. Za to opisy pielgrzymki do sanktuarium, rozmowy o papieżu i z diabłem ciągną się przez szereg stron. Zbyt dużo miejsca zajmują też wątki dzikiego seksu Iny z księdzem, z bezdomnym alkoholikiem i z innymi mężczyznami, których spotkała. Męczyłam się bardzo przy czytaniu tej powieści. Irytowały mnie naiwne pomysły, byle jaki język, moralizatorstwo, papierowe postaci, ogromna ilość wywodów na tematy religijne, rogaty diabeł rozmawiający z bohaterką. Moim zdaniem Jagielnicka-Kamieniecka niewiele ma do powiedzenia i nie umie pisać książek. Od tej pory od jej twórczości będę się trzymała z daleka.

Moja ocena: 1/6.

---
Stefania Jagielnicka-Kamieniecka, „W diabelskiej pętli”, Papierowy Motyl, 2013.

42 komentarze:

  1. Ładnie to ujęłaś: papierowe postacie. Chyba masz ostatnio pecha i trafiasz na niewypały. Trzeba było sobie ja darować po kilkudziesięciu stronach, no chyba, że objętościowo nie była zbyt gruba i wymagająca dużej ilości czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gruba rzeczywiście nie była, a przeczytałam ją tylko dlatego, że wzięłam ze sobą, kiedy jechaliśmy na niedzielną wycieczkę. Na bardzo dobre książki też ostatnio trafiłam, tylko że wiesz... pisanie recenzji pięknej książki sprawia mi bardzo duże trudności i często w ogóle jej nie piszę. A pisanie o książce słabej przychodzi mi z łatwością. Z tą uporałam się w ciągu pół godziny :-)

      Usuń
    2. Wiem, co masz na myśli. Ciężko jest napisać laurkę arcydziełu. Minusy też jest dla mnie łatwiej ukazać.

      Usuń
    3. Oj, ciężko. Człowiek chciałby napisać jak najlepiej, by innych zachęcić, a tu - porażka. Jeśli wspaniała książka ma dużo pochwalnych opinii, często ze spokojem rezygnuję z pisania swojej, ale jeśli jest to książka nieznana w necie lub niesłusznie według mnie krytykowana, wtedy czuję przymus, by napisać o niej parę dobrych słów z nadzieją, że kogoś zachęcę :)

      Usuń
  2. Z Twojego opisu można wnioskować, że to jakieś popłuczyny po "Oskarżonej: Wierze Gran" - śpiewaczka, osamotnienie, choroba psychiczna. Co Cię podkusiło, żeby coś takiego czytać? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mnie podkusiło? Czytam nie tylko dobre książki, ale też słabe - na zasadzie, że nie można jeść samych słodyczy i szynek, od czasu do czasu trzeba też sięgnąć kanapkę z pasztetem :)
      Nie dziwię się, że ta śpiewaczka jest samotna. Głupota, narcyzm, uprawianie seksu z kim popadnie... Który mężczyzna szanowałby taką kobietę i chciałby się z nią wiązać na stałe?
      PS. A co Ciebie podkusiło, by czytać książki Ligockiej, Enerlich, Michalak i "Wiry" Sienkiewicza? :)

      Usuń
    2. Ich książki to przecież bestsellery, za wyjątkiem "Wirów" ale on z kolei to nasze narodowe "srebra rodowe" a gdzie, jeśli chodzi o rozgłos, SJK do Katarzyny Michalak :-).
      PS.
      Lubię kanapki z pasztetem :-) ale ten Twój wygląda na nie dość, że źle zrobiony to jeszcze nieświeży :-)

      Usuń
    3. Oj, mocno nieświeży i niesmaczny, zrobiła go niedobra kucharka... Nie wiem, dlaczego taki produkt ujrzał światło dzienne i dlaczego znalazł się w bibliotece (bo ja wypożyczyłam z biblioteki koło mojego domu), podczas gdy książkę dobrego pisarza trudno tam znaleźć. A SJK goni Michalak pod względem ilości napisanych książek. Ciągle ukazuje się jakaś nowość.
      Tym bardziej będzie mi smakować szynka, po którą sięgnę dziś wieczorem :-)

      Usuń
    4. Może obie panie postawiły sobie za zadanie pobić rekord Kraszewskiego :-)

      Usuń
    5. Najwidoczniej :) Kraszewskiego cenię o wiele bardziej niż te autorki.

      Usuń
    6. Mnie bardziej trwale z jego książek w pamięci zapisała się tylko "Stara baśń", która przez jakiś czas była jedną z moich ulubionych powieści. Czytałem jeszcze kilka z "Dziejów Polski" i "Trylogii saskiej" ale żadna z nich już mi się tak nie podobała.

      Usuń
    7. "Szalona" na przykład jest bardzo ciekawa. To o emancypantce. Kraszewski był bardzo zgorszony sprawą emancypacji kobiet. Jeśli miałbyś chęć na staroć, to polecam :)
      A Jagielnicka-Kamieniecka wydaje swoje powieści w firmach, w których autor musi zapłacić.

      Usuń
    8. To już raczej przypomnę sobie "Starą baśń" bo po Prusie przytyki, które pokazują kobietom ich miejsce trochę mi się przejadły.
      Ma kaprys i pieniądze, to kto jej zabroni :-)

      Usuń
    9. Prus był jednak o wiele bardziej wyrozumiały od Kraszewskiego.
      Na pisaniu książek powinno się przynajmniej trochę zarabiać, a nie płacić za ich wydanie... ale ja się oczywiście nie znam :)

      Usuń
    10. To już zależy od kaprysu, jak kogoś stać, to "kto bogatemu zabroni" :-)

      Usuń
    11. Obawiam się, że niektórzy z tych nieszczęśników owładniętych pasją pisania odbierają rodzinie pieniądze potrzebne na życie i wydają je na swoje fanaberie, czyli na wydawanie utworów bez żadnej wartości. Nie piszę tu oczywiście o Stefanii Jagielnickiej-Kamienieckiej, tylko tak ogólnie.

      Usuń
    12. Jasne, że można byłoby te pieniądze wydać z większym pożytkiem ale to już indywidualna sprawa każdego - autorzy to dorośli ludzie więc wydają swoje pieniądze na to co chcą a nie ma przecież przymusu czytania tego badziewia, zwłaszcza że z góry można przewidzieć czego można się spodziewać.

      Usuń
    13. Z góry można przewidzieć, czego się spodziewać? Widzę, że nie masz najlepszego zdania o vanity press :-)
      Oczywiście, że nie ma przymusu czytania tego badziewia, problem polega jednak na tym, że czytelnik może nie wiedzieć, że sięga po płody grafomanów, bo na nich nie ma ostrzeżenia: "Uwaga, grafomania, osoby o dobrym guście proszone są o trzymanie się z daleka". Te pseudoksiążki leżą pomiędzy normalnymi książkami - i jak odgadniesz, która jest wartościowa, a która nie?

      Usuń
    14. Nie mam nic specjalnie przeciwko nim. Różnica między nimi a "zwykłymi" wydawnictwami polega na tym, że zarabiają tylko na autorach, podczas gdy te drugie zarabiają zarówno na autorach jak i na czytelnikach :-). Są odpowiedzią na popyt, gdyby nie było chętnych do wydawania w ten sposób swoich pieniędzy, umarłyby śmiercią naturalną.
      Faktycznie, znalezienie książki wartej spędzenia nad nią czasu to kłopot - z tego m.in. powodu trzymam się klasyki :-), zwłaszcza, że wydawnictwo nie jest gwarancją jakość - vide casus Znaku wydającego makulaturę obrażającą inteligencję czytelnika.

      Usuń
    15. To, że coś powstaje w odpowiedzi na popyt, wcale nie znaczy, że musimy to akceptować. Istnieje popyt na dopalacze, i co, mamy dzieciakom sprzedawać je bez ograniczeń? Tu trzeba trochę rozsądku :-)
      Zresztą wcale nie ma aż tak wielkiego popytu na grafomanię, większość grafomanów nie sprzedaje dużo. A różne Psychoskoki i Papierowe Motyle niechby sobie istniały, ale na okładkach wydanych przez nich książek powinno być wyraźnie zaznaczone, że wydają na koszt autora. Poza tym przez tych autorów wydających za pieniądze bardzo pokrzywdzeni są dobrzy pisarze, bo trudniej im zdobyć czytelników.

      Usuń
    16. Zakładam, że sama dostrzegasz nieadekwatność swojego porównania, więc daruje sobie udowadnianie, na tego jak jest ono chybione :-)
      Pisząc o popycie na vanity press mówię o popycie ze strony autorów a nie czytelników. Informacja, że książka została wydana nakładem autora nie szkodziłaby ale powieści Katarzyny Michalak nie są wydawane jej nakładem (chyba) - i cóż to zmienia? Wcale nie stają się przez to bardziej wartościowe. A ostatni Twój argument traktuję jako żart :-)

      Usuń
    17. Dlaczego jako żart? Myślisz, że dobremu pisarzowi miło jest widzieć, że grafomani mają dobre recenzje i wysokie oceny? A na blogach i na LC takich recenzji jest bardzo dużo. Te recenzje zostały napisane przez osoby, które otrzymały książkę w prezencie od autora i uważają, że powinny się odwdzięczyć pochwałą lub - zjawisko nie tak rzadkie - przez samych autorów posługujących się pseudonimami. Poza tym pełne błędów i fatalnie napisane książki grafomanów trafiają do bibliotek, przez co na wartościowe nowości brakuje pieniędzy i miejsca na półkach. Że już nie wspomnę o różnych imprezach literackich, na które wartościowy pisarz zostaje zaproszony razem z grafomanem. Spróbuj sobie wyobrazić, jak ten pisarz się czuje.
      Co do Katarzyny Michalak w pełni się z Tobą zgadzam :-)

      Usuń
    18. Ale o co chodzi?! :-) Przecież to nie grafomani decydują o tym, że ich książki trafiają do bibliotek i nie oni decydują o tym, że do lektury wybierane są ich książki a nie na przykład "Ulisses" :-).
      Vox populi vox Dei.
      Co do samopoczucia biednych dobrych pisarzy :-) - nie ma przecież przymusu bywania na spotkaniach w towarzystwie osób, za którymi się nie przepada albo o których twórczości ma się "średnią opinię", czyż nie? :-)

      Usuń
    19. Ale gdyby ich książki nie były wydawane, nie trafiałyby przecież do bibliotek! W ogóle to mam dużo sympatii do grafomanów, szkoda mi ich, ale gdyby to ode mnie zależało, nie pozwoliłabym im wydawać swoich utworów. Co do samopoczucia pisarzy - tych imprez nie ma aż tak dużo, by dobry, a jednocześnie mało znany pisarz mógł wybredzać :-)

      Usuń
    20. Co za pokrętna logika :-) Nie ma przymusu kupowania książek grafomanów przez biblioteki widocznie jednak takie książki są chętnie czytane a biblioteki "żyją" przecież czytelnikami. Moim zdaniem bardziej przygnębiające niż zjawisko grafomanii jest czytelnictwo takich utworów, ale w końcu nie ma się co dziwić, disco polo też jest bez porównania popularniejsze niż np. Wagner, a i landszafty z jeleniami na rykowisku można znaleźć w domach częściej niż reprodukcje obrazów Strzemińskiego :-).

      Usuń
    21. Nie wiadomo, Marlow, czy takie książki są chętnie czytane, bo wypożyczenie nie jest równoznaczne z zadowoleniem. Ja na przykład wypożyczyłam "W diabelskiej sieci" i nie jestem zadowolona, wprost przeciwnie. Chętnie bym przestrzegła innych przed tą książką, ale jak mam to zrobić? Nie mogę przecież bazgrać po książce. Jedyne, co mogę, to pomarudzić na blogu.

      Usuń
  3. Im jestem starsza i bogatsza o kolejne przeczytane książki, tym częściej lektur, które nie "zaskoczą" od razu, nie kończę. Kiedyś, żeby nie wiem co, czytałam od deski do deski. Trochę mi żal tej młodzieńczej wytrwałości, bo czasem myślę, odkładając nieskończoną lekturę, że może trzeba było dać szansę? Może koniec zaskakujący, jakaś myśl pojedyncza warta zapisania?
    Ale tłumaczę sobie, że książkowa miłość powinna być od pierwszego wejrzenia. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei odwrotnie: kiedyś bardzo często nie kończyłam książek, ale w końcu doszłam do wniosku, że mam zbyt dużo niedokończonych i że trzeba coś z tym zrobić. Teraz staram się czytać do końca :)

      Usuń
  4. Ja tak, jak leżę-i-czytam, odkładam książki, które według mnie nie są warte czytania. Tyle jest książek, wiadomo, że wszystkich się nie przeczyta. Szkoda jednak czasu na miernoty. Czytając słabe książki "badasz" właściwie autora. Zastanawiasz się, co mu przyszło do głowy, żeby coś takiego napisać.
    Nie chcę bawić się w psychologa.
    Na pewno nie przeczytam tej książki...
    U mnie książki, te przeczytane, mają najniższą ocenę 3, takich, które oceniłabym na 2 lub 1, nie czytam...
    Pozdrawiam Cię serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamieszczone na LC opinie o "W diabelskiej pętli" były dosyć zachęcające, a jakaś Pola bardzo chwaliła całą twórczość Jagielnickiej-Kamienieckiej, mogłam więc założyć, że książka będzie się nadawała do czytania. Tymczasem w moje ręce dostało się coś, co bez wahania nazywam gniotem, i zdania nie zmienię, choćby mnie nawet przypiekano :-)
      Tak, czytając złą książkę bada się autora i jest w tym jakaś niezdrowa ciekawość: dlaczego ten piszący nie ma w ogóle samokrytycyzmu, dlaczego nie wstydzi się wydawać tak słabego utworu, itd. A jeszcze bardziej mnie dziwi, kiedy taki pseudopisarz obrzuca wymówkami czytelników, którzy źle napisali o jego książce.

      Usuń
  5. Gdybym był złośliwy, to napisałbym tylko "wydawnictwo Psychoskok i wszystko jasne" :) Samopublikowanie to jednak w ogromnej mierze folwark, na którym mogą do woli spełniać się wszelakiej maści grafomani, chociaż zdarzają się chlubne wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa, jak często patrzysz na wydawnictwo biorąc książkę do ręki? I nie jest to złośliwe pytanie.

      Usuń
    2. 5000lib: Twoja uwaga jest bardzo ciekawa. Kiedy kupuję książkę, patrzę na wydawnictwo, ale jeśli ją tylko pożyczam, to już niekoniecznie. Poza tym wiele nazw wydawnictw nic mi nie mówi. Wiem, że trzeba unikać Psychoskoku i Novae Res, ale taki Papierowy Motyl z niczym mi się nie kojarzył. Dopiero wróciwszy do domu poszukałam w necie informacji o tej firemce :-)
      Ambrose: W naszych czasach grafomani mają więcej szans niż kiedykolwiek przedtem. Za kilka tysięcy mogą doprowadzić do wydrukowania książki i poczuć się Bardzo Ważnymi Autorami. Wyjątki na pewno się zdarzają, jednak jeśli autor jest mało przebojowy i nie umie bezczelnie się promować, czytelnicy raczej nie zwrócą na niego uwagi. "Folwark, na którym mogą do woli spełniać się wszelakiej maści grafomani" - bardzo dobrze powiedziane :D

      Usuń
    3. Ja również jestem krytycznie nastawiona do „wydawnictw” takich jak Psychoskok, a nielicznych znośnych selfpublisherów uważam, za wyjątki potwierdzające regułę.

      Usuń
    4. Tacy "pisarze" jak Jagielnicka-Kamieniecka czy Aleksander Sowa tylko zniechęcają czytelników do sięgania po powieści wydawane poza tradycyjnymi wydawnictwami. To przez takich jak oni self-publishing kojarzy się nam z grafomanią. Niestety.

      Usuń
  6. Ojej. Będę prozę tej autorki omijać z daleka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka jest bardzo płodna. Najwidoczniej ilość jest dla niej ważniejsza niż jakość :-)

      Usuń
  7. W dodatku fabuła wydaje się wzorowana trochę na Personie, słynnym filmie Bergmana z lat 60. A może to przypadek, tak mi się skojarzyło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie już nic nie zdziwi, jeśli chodzi o tę książkę... Filmu, o którym piszesz, nie oglądałam, a szkoda - chętnie bym sprawdziła, czy są podobieństwa :)

      Usuń
  8. Ja staram się zawsze cokolwiek poczytać o książce zanim jednak po nią sięgnę. I jednak autor, też wolałabym, żeby mi coś mówiło jego nazwisko.Teraz, gdy czasu mam coraz mniej staram się dobierać sobie tak literaturę, by mi się ją dobrze czytało, no i by trzymała jakiś poziom. Szkoda czasu na dyrdymały....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nazwisko tej Pani kompletnie mi nie znane....

      Usuń
    2. Ta pani pisze mnóstwo i w pośpiechu, nie dopracowuje utworów... Zachęcać Cię do czytania jej książek oczywiście nie będę :)

      Usuń