19.05.2015

„Noc” Elie Wiesel



Moje uczucia po przeczytaniu „Nocy” Elie Wiesela są bardzo, bardzo mieszane. Mam wrażenie, że książka ta niesłusznie uchodzi za jedną z najważniejszych pozycji o zagładzie Żydów. Gdybym nie wiedziała, że to relacja naocznego świadka, pomyślałabym, że Wiesel spisał ją na podstawie zasłyszanej historii. Zarzuciłabym mu, że stworzył mało wiarygodne dialogi, że opisy obozów w jego wykonaniu są pozbawione szczegółów, ubogie, mało plastyczne i że w niektóre rzeczy nie sposób uwierzyć. Ale Wiesel zapewniał w wywiadach, że wszystko, co napisał, jest prawdą...

Elie Wiesel urodził się w rodzinie pobożnych Żydów. Miał piętnaście lat, gdy z Węgier wywieziono go do Auschwitz, potem trafił też do Buchenwaldu. W swojej książce opisał życie w getcie, podróż bydlęcym wagonem oraz pobyty w obozach. Posłużył się językiem pełnym emocji, często pompatycznym. Nie przedstawił siebie w superlatywach, przyznał się do nieetycznych czynów. Podkreślał swoją rozpacz z powodu utraty wiary. Początkowo nikt nie chciał wydać jego wspomnień, jednak z czasem Wiesel zdobywał coraz większą sławę. Dużo zarabiał, wygłaszając pogadanki na temat ludobójstwa Żydów, a w roku 1986 otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Pisał też powieści (jedną z nich o tytule „Sędziowie” próbowałam przeczytać, ale okazała się tak kiepska, że po kilkunastu stronach zrezygnowałam).

Co nie podobało mi się w „Nocy”? Mam wrażenie, że nie można ufać opisom Wiesela, bo podane przez niego informacje często kłócą się z tym, co pisali inni świadkowie. Wiesel twierdzi na przykład, że więźniów do komory gazowej wieziono... ambulansem. W innym miejscu pisze, że podszedł na odległość dwóch kroków do wielkiego dołu, z którego buchały wielkie płomienie i w którym paliło się mnóstwo niemowląt wyrzuconych z ciężarówki. Każdy, kto obserwował kiedyś pożar, wie, że do źródła ognia nie da się podejść zbyt blisko ze względu na wysoką temperaturę, tymczasem Wiesel nie tylko nie poparzył się dymem, ale też musiał zagryzać usta, by ojciec, stojący przy tym dole wraz z kolumną więźniów, „nie słyszał, jak mi szczękają zęby”[1]. A czy to możliwe, by w pobliżu ognia, wśród tylu przerażonych ludzi słyszeć tak ciche dźwięki jak dzwonienie zębami? Ja w każdym razie w to nie wierzę.

Kiedy Wiesel przytacza dialogi, nie precyzuje, jakim językiem się posługiwano. Nie wymienia żadnych nazwisk esesmanów oprócz nazwiska Mengele. Nie wspomina o wszach, które były prawdziwą zmorą więźniów. Pisze, że kiedy wraz z transportem Żydów przyjmowano go do obozu, pojawił się oficer SS, który „na twarzy i w oczach miał wypisaną zbrodnię”[2] i wygłosił przemowę: „Tu trzeba pracować. Bo jak nie, traficie do komina. Do krematorium. Praca albo krematorium – wybierajcie”[3]. We wspomnieniach innych autorów czytałam, że Niemcy, by nie prowokować więźniów do buntu, nie straszyli ich krematoriami. Wiesel twierdzi też, że więźniowi przed egzekucją esesmani odczytali wyrok w imieniu Himmlera, a wszyscy obserwatorzy musieli zdjąć czapki, by oddać umierającemu „podczłowiekowi” hołd. Kto przeczytał choć kilka relacji obozowych, wie, że to mało prawdopodobne...

A jak Wiesel opisał podróż do obozu w bydlęcym wagonie! We wszystkich relacjach, jakie czytałam, przedstawiono ją jako koszmarną jazdę w wielkim tłoku, bez wody, tymczasem u Wiesela Żydzi są w stanie nie tylko znaleźć „dogodną pozycję do drzemki”[4], ale nawet uprawiają seks: „Szli otwarcie za głosem instynktu, nie stroniąc pod osłoną nocy od kontaktów seksualnych”[5].

Autor książki dokumentalnej powinien rzetelnie opisywać to, co widział, nie może fantazjować, ubarwiać i upraszczać. Jeżeli czegoś nie wie, powinien przyznać się, że zapomniał albo nie zauważył, w żadnym wypadku nie może pokrywać białych plam własną fantazją. Elie Wiesel naruszył te zasady. Jego „Noc” to uproszczona, pełna przeinaczeń, łatwa w czytaniu historyjka, przeznaczona dla osób, które niewiele wiedzą o obozach, łatwo ulegają wzruszeniom i uważają, że nie wypada krytykować książek przedstawiających ludzką tragedię.

---
[1] Elie Wiesel, „Noc”, przeł. Małgorzata Kozłowska, Wydawnictwo Literackie, 2007, str. 64.
[2] Tamże, str. 70.
[3] Tamże, str. 71.
[4] Tamże, str. 57.
[5] Tamże, str. 52.

30 komentarzy:

  1. Miałem podobnie z "Czy to jest człowiek" Primo Levi'ego, który jest zestawiany z Borowskim i to do tego stopnia, że książkę odłożyłem nieskończoną. Może za drugim razem, do którego się przymierzam będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Borowski po przeczytaniu wspomnień Zofii Kossak powiedział, że to "Alicja w krainie czarów". Ciekawa jestem, co powiedziałby po przeczytaniu książki Wiesela :)
      Wiesel też zestawiany jest, o zgrozo, z Borowskim.

      Usuń
    2. Z Kossak było mu podwójnie nie po drodze, co widać w "poprawionej" wersji "Alicji..." i pewnie po części dlatego tak się po niej przejechał.

      Usuń
    3. Ciekawa byłabym, jak Ty byś zanalizował "Noc" Wiesela. Jeśli natrafisz na tę książkę w bibliotece, to może przeczytaj?
      A książkę Leviego oceniłam akurat jako bardzo dobrą i bardzo przejmującą. Daj jej drugą szansę!

      Usuń
    4. Taki mam szczery zamiar ale wcześniej chcę jeszcze przeczytać "Przeżyłam Oświęcim" Żywulskiej i szykuję się do "Dziennika z łódzkiego getta" Sierakowiaka.

      Usuń
    5. A ja z tematyki wojennej mam w najbliższych planach "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku".

      Usuń
    6. Myślę, że po lekturze "Dziewczynki..." już nie będziesz jej zaliczała do tematyki wojennej bo o samej wojnie tam niewiele.

      Usuń
    7. No tak, istotnie, czytałam, że o wojnie tam niewiele :) "Dziewczynkę..." chcę przeczytać, ponieważ mam wrażenie, że wszyscy oprócz mnie znają tę książkę. A wypadałoby wiedzieć, co Ligocka zapamiętała z dzieciństwa i jak dzieciństwo wpłynęło na jej dorosłe życie.

      Usuń
    8. Też miałem wrażenie, że wszyscy czytali "Dziewczynkę..." :-). Co do jej pamięci, a przynajmniej tego co pisze w książce, to traktuję to z przymrużeniem oka.

      Usuń
    9. Nawet malutkie dziecko może zapamiętać traumatyczne, pełne grozy wydarzenia...

      Usuń
    10. Jasne, ale chyba nie roczne czy dwuletnie, no i są to pojedyncze wydarzenia a nie kilkuletni okres. Jeśli trafi Ci się wydanie "Dziewczynki... " z fotografiami (nie wykluczone, że są w każdym wydaniu) to zrozumiesz mój sceptycyzm :-)

      Usuń
    11. Postaram się o wydanie z fotografiami :) Ligocka urodziła się w listopadzie roku 1938, więc wydarzenia z drugiej połowy wojny śmiało mogła zapamiętać. Ale z roku 1939-41 na pewno nie. Ależ jestem ciekawa tej książki!

      Usuń
    12. Nie mam zbyt wielkiego zaufania do spisywanych po ponad pół wieku wspomnieniach pięcioletniego dziecka. Zaryzykowałbym hipotezę, że to raczej to co usłyszała od matki lub znajomych w starszym wieku.
      A jeśli dobrze się przyjrzysz nawet fotografii z okładki to zobaczysz, że różni się ona od "klasycznych" zdjęci dzieci z getta.

      Usuń
    13. No tak, szkoda, że nie napisała książki wcześniej, kiedy wspomnienia były jeszcze świeże i kiedy do jej wspomnień ustosunkować się mogli ci, którzy ją kiedyś znali. Swoją drogą to zadziwiające, że wciąż powstają książki wspomnieniowe osób, które przeżyły wojnę.

      Usuń
    14. Tyle, że znowu wracamy do kwestii, że tak na prawdę nie bardzo miała co spisywać to dopiero podczepienie się pod "Listę Schindlera" dało jej wiatru w skrzydła.

      Usuń
    15. Czy będziesz kontynuował znajomość z Ligocką? Podobno w książce "Tylko ja sama" wraca do wspomnień z najwcześniejszego dzieciństwa i opisuje walkę o dobre imię swojego ojca, którego jakiś dziennikarz oskarżył o kolaborację. Może to być ciekawa książka.

      Usuń
    16. Nie przewiduję kontynuacji - myślę, że po sukcesie "Dziewczynki..." ona po prostu idzie za ciosem i podchodzi do własnego życiorysu bardzo utylitarnie.

      Usuń
    17. Ja zobaczę, jakie będę miała wrażenia po "Dziewczynce..." i może jeszcze po coś Ligockiej sięgnę. W każdym razie spodziewam się, że nie będę aż tak rozczarowana jak po przeczytaniu "Nocy" Wiesela.

      Usuń
    18. Tak jak mówiłem, "Nocy" nie czytałem ale po "Dziewczynce..." nie obiecuj sobie zbyt wiele. Okres okupacji to ok. 1/3 książki a i z tego należałoby wykreślić część, która dotyczy historii miłości matki i ojca Ligockiej bo z wojną nie ma to nic wspólnego.

      Usuń
    19. Zobaczymy :) Oby tylko mi nikt nie sprzątnął tej "Dziewczynki..." sprzed nosa, bo w sobotę idę na swoją codwutygodniową wizytę do biblioteki.

      Usuń
    20. Status nowości ma już dawno za sobą, tak że przy stosowaniu sieciowych kryteriów to już staroć :-)

      Usuń
    21. Uff, pocieszyłeś mnie, w takim razie może nikt się na nią nie skusi :)

      Usuń
  2. Przyznam się szczerze, że po raz pierwszy spotykam się z tą książką. Jednak przytoczone przez Ciebie przykłady opisywanych w książce wydarzeń skutecznie zniechęciły mnie do sięgnięcia po tę pozycję. Ja również nie słyszałam nigdzie i nigdy, że więźniowie byli transportowani do komór gazowych ambulansem. Dziwne. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po inne pozycje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając o ambulansie przyjeżdżającym po to, by zawieźć więźnia (zwyczajnego więźnia) do gazu wytrzeszczałam oczy...
      Książki nie polecam. Literaturę obozową warto czytać, ale jest tyle innych, bardziej wiarygodnych pozycji z tego nurtu.

      Usuń
  3. Zniechęciłam się do tej książki. Ważna jest taka proza, ale tylko wtedy gdy jest wiarygodna
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze zachęcam innych do czytania książek obozowych i sama je co jakiś czas czytuję, jednak niektóre niewarte są polecania. Niestety.

      Usuń
  4. Rzeczywiście, jak czytam twoją recenzję, to wydaje się, jakby nie był on świadkiem zdarzeń o których pisze...
    Nie pamiętam już dokładnie tej książki, czytałam ją dość dawno i pożyczyłam z biblioteki. Nie podobał mi się styl, był surowy i nie mogłam się wczuć, ale poruszał ważny temat.
    O niebo jednak wolę np.: "Ocalonego" Pivnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo miał bardzo słabą pamięć i pisząc książkę trochę zmyślał, albo... nie wiem. Styl Wiesela też mi się nie podobał. I także nie mogłam się wczuć w klimat, choć książki o gettach i obozach chętnie czytam i bardzo przeżywam. "Ocalonego" nie czytałam, ale piszesz o tej książce w taki sposób, że muszę jej poszukać! Zapisuję sobie w notesie autora i tytuł. Dzięki, Basiu, za podpowiedź, co czytać.

      Usuń
  5. Co za obrzydliwa recenzja. Ci ludzie przeżyli traumę.Jeśli znałaby Pani się trochę na tym, w jaki sposób mózg zapamiętuje i później odtwarza informacje, może napisałaby Pani coś mądrzejszego.
    Każdy ze świadków tej samej sytuacji będzie ją pamiętał w inny sposób. Pani, bez wymaganej wiedzy o mechanizmach pamięci zarzuca komuś kłamstwa.
    Mieszkam w Kanadzie i ta książka jest tutaj lekturą szkolną. Jak łatwo oceniać, jak ludzie przetrwali horror w czasie II Wojny Światowej zza komputera, a jeszcze łatwiej, bez żadnej wiedzy na temat traumy i pamięci, oceniać w jaki sposób poszkodowany starał się ten horror przekazać. Wstyd, proszę pani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jak działa pamięć. Skoro Wiesel nie pamiętał szczegółów, może to znaczyć, że wcale w obozie nie był. Nie ma żadnych dowodów na to, że był. Proszę sobie poczytać chociażby tu: http://www.mysl-polska.pl/1003

      Usuń