30.01.2015

„Oddajcie mi Świętego Mikołaja! Wspomnienia z dzieciństwa na Kresach Wschodnich w latach wojny” Wanda Kocięcka



„Oddajcie mi świętego Mikołaja” to krótka książka, napisana na początku lat dziewięćdziesiątych. Autorka wspomina w niej okres wojenny, który spędziła na Wileńszczyźnie. Dopiero po wojnie przeprowadziła się, bo jej strony rodzinne przestały należeć do Polski. W chwili wybuchu wojny miała zaledwie dziewięć lat. Nie rozumiała właściwie, dlaczego dorośli nagle zaczęli zachowywać się inaczej – popłakiwali po kątach, rozmawiali ze wzburzeniem i nie zwracali uwagi na dzieci. Dziewięciolatka uznała, że wojna jest całkiem fajna i że na wszystko można sobie teraz pozwolić:
Poczułyśmy się z siostrą nagle ważne i samodzielne. Tego dnia, bawiąc się hałaśliwie jak nigdy przedtem pod oknem jadalni, wykrzyknęłam po raz pierwszy w życiu na całe gardło i nie wstydząc się: dupa i jasna cholera, a moja siostra: gówno!” (str.17).
Kocięcka opisuje, jak szybko utraciła złudzenia i jak pod wpływem wojennych doświadczeń pogarszał się jej stan psychiczny. Obciążono ją zbyt wielką odpowiedzialnością i pracą. Słyszała krzyki palonych żywcem ludzi, widziała świeżo ubitą ziemię, pod którą pogrzebano znajomych Żydów. Żyła w ciągłym strachu przed Sowietami, Niemcami, wywózkami, bombardowaniami i wizytami partyzantów, którzy zabierali żywność i odzież. Z pogodnego dziecka przeistoczyła się w istotę zamkniętą w sobie, ponurą, znerwicowaną. Ponieważ nie miała realnych możliwości ucieczki od koszmaru wojny, wymyśliła sobie, że popełni samobójstwo:
Skrycie powzięłam postanowienie, że jeśli znajdę się w sytuacji bez wyjścia, przyjdę tutaj i utopię się w rzeczce. Ustalenie takiej alternatywy dawało mi głębokie poczucie bezpieczeństwa, możliwość skorzystania z tego rodzaju ucieczki w sytuacjach rozpaczy czy strachu przynosiła ulgę. Przygotowując się do tego kroku, zbierałam w sobie całą odwagę i dla próby klękałam na najwyższym brzegu rzeczki, nachylając się jak najniżej, tak aby zobaczyć dno w przejrzystej wodzie... Próby takie nierzadko kończyły się żałosnym płaczem, a potem ciężkim snem, po którym życie nabierało znów jak gdyby sensu i barw (str. 74).
We wspomnieniach znajdziemy nostalgiczne opisy pięknych okolic domu rodzinnego autorki oraz dokumentalne opowieści o życiu pod okupacją sowiecką, a potem niemiecką. Kocięcka wspomina zmiany wprowadzane z dnia na dzień do szkół, rusyfikację, święta w duchu radzieckim, kiedy to do klasy wszedł Dzied Moroz i każdemu uczniowi wręczył zbutwiałe jabłuszko. Nie rozumiała wtedy, dlaczego ze szkoły znikali jej koledzy tatarskiego i żydowskiego pochodzenia, a w ich miejsce pojawiały się dziwne dzieci recytujące życiorys Stalina. Opowiada też o wydarzeniach bardzo dramatycznych, takich jak pacyfikacja wsi Czechy i egzekucja partyzanta. 

I chociaż autorka nie utraciła rodziców ani rodzeństwa, chociaż nie została wywieziona bydlęcym wagonem gdzieś na Kazachstan czy na Syberię, to przecież jej wspomnienia bardzo wzruszają i doskonale pokazują koszmar wojny i jej wpływ na dziecięcą psychikę. Warto je przeczytać.

---
Wanda Kocięcka, „Oddajcie mi Świętego Mikołaja: Wspomnienia z dzieciństwa na Kresach Wschodnich w latach wojny”, Norbertinum, 2006.

14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby książka przedstawiała świat i ludzi w tonacji czarno-białej, zrezygnowałabym z jej czytania, bo w czarno-biały świat przestałam wierzyć około 7 roku życia. Autorka pokazała Żydów w tonacji czarnej? Ależ skąd Ci to przyszło do głowy. Jednego Żyda krytykuje za zachowanie, a o innych Żydach wyraża się z ogromną sympatią, przyjaźniła się przecież z nimi, rozpaczała, gdy dokonano ich egzekucji. Rosjanie z tej książki też nie są tylko i wyłącznie oprawcami. W jednym z wątków opisała sowieckiego żołnierza w taki sposób, że każdy go pożałuje. To był zagubiony chłopak z pokaleczonymi nogami, tęskniący do matki, nie mający sił na to, by biec za swoim oddziałem.

      I co to w ogóle znaczy "pisząc o książce powinno się podkreślać to i tamto". Chyba każdy ma prawo do własnej interpretacji i decydowania, co podkreślić, a co nie. Ja jestem taka dziwna, że mniej się przejęłam sprawą zaniedbanej edukacji bohaterki, a bardziej egzekucją partyzanta, spaleniem ludzi z sąsiedniej wsi czy też opisem, jak z poranioną ręką, gorączkująca, obolała, musiała uciekać przed bombardowaniem.

      Usuń
    2. Gdyby książka była jedynie czarno-biała to i ja bym po nią nie sięgnęła. To, co komentatorkę by usatysfakcjonowało w mojej ocenie pogrążyłoby ją. Życie ma wiele odcieni i barw i nasze/cudze zachowania także. Po raz kolejny okazuje się, iż koniec wojny nie dla wszystkich był jej końcem.

      Usuń
    3. Tak, Guciamal, ładnie to napisałaś - "Życie ma wiele odcieni i barw i nasze/cudze zachowania także". Tak właśnie jest. Od książek przedstawiających świat jako czarny i biały uciekam. Nie zgadzam się ze słowami z komentarza Padadeszcz: "Zero roztkliwiania się nad żydami". Bo o Żydach Kocięcka wyrażała się z wielką sympatią. Ona zresztą od maleńkości przyjaźniła się z dziećmi żydowskimi, tatarskimi i innymi.
      Chętnie poczytałabym o dalszych losach Kocięckiej.

      Usuń
  2. Dużo czytam tego typu wspomnień. Dopiszę do listy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie pożałujesz :) Wojna oczami małej dziewczynki. Te wspomnienia są krótkie, książka ma około 150 stron i przeczytałam ją w jeden wieczór.

      Usuń
  3. Dzisiaj rano skończyłem lekturę książki "Zerwać pąki, zabić dzieci" autorstwa Kenzaburō Ōe i od razu nasunęły mi się podobieństwa do powieści, o której piszesz. Wojna jako czas kompletnego chaosu, bezprawia, upadku autorytetów moralnych, a pośrodku tego piekła, tych wszystkich okropności znajdują się dzieci, którymi nikt się zbytnio nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam "Zerwać pąki" i jestem bardzo ciekawa Twojej recenzji. To bardzo przejmująca książka, według mnie najlepsza z książek tego autora. Istotnie, są podobieństwa. Ale jednak Kocięcka miała rodziców i babcię, którzy starali się o nią dbać, chłopcy z "Zerwać pąki..." nie mieli nikogo. Wszyscy ich nienawidzili...

      Usuń
  4. Właśnie takie lektury pociągają mnie niesamowicie. Jak kształtowała się psychika dziecka w zetknięciu z dramatami jakie miały wtedy miejsce. Dla mnie pozycja obowiązkowa. Zapisuję ją i "Zerwać pąki, zabić dzieci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy czytam podobne historie, dziwię się czasami, jak tym biednym dzieciakom udało się zachować zdrowe zmysły. Ciągły strach, ukrywanie się, głód, drastyczne widoki okaleczonych i zabitych ludzi...
      Obie książki są warte polecenia.

      Usuń
  5. Takie wspomnienia są bezcenne....warto po nie sięgać....
    Może ją gdzieś spotkam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinna być w bibliotekach, bo to dosyć nowa książka. Wydaje mi się, że Ciebie by zaciekawiła. Muszę się dowiedzieć, czy Kocięcka napisała książkę o swoich dalszych losach, bo ciekawa jestem, jak wyglądało życie jej rodziny po przyjeździe na Ziemie Odzyskane.

      Usuń
  6. Wojna musi wydawać się dziecku czystą abstrakcją, przynajmniej na początku. Jeśli autorce udało się obedrzeć swoje wspomnienia z perspektywy dorosłości, może to być wyjątkowo pasjonująca lektura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd takie dziecko jak mała Wanda miałoby rozumieć, co to jest wojna, prawda? Na początku odebrała ją jako dziwny czas, w którym dorośli są bardzo zaaferowani swoimi zmartwieniami i można robić to, na co ma się ochotę, a więc hałasować, wykrzykiwać wulgarne słowa...
      Dla osoby, która lubi wspomnienia, "Oddajcie mi Świętego Mikołaja" na pewno będzie ciekawą, choć bardzo smutną lekturą.

      Usuń