24.04.2013

„Po śniadaniu” Eustachy Rylski




Camus, Hemingway, Turgieniew, Malraux, Błok, Capote, Iwaszkiewicz... Pisarze ci fascynowali Eustachego Rylskiego. Czytał ich książki, poznawał ich życiorysy, a w końcu napisał eseje o nich.

Po tym krótkim wstępie muszę wyznać, że Po śniadaniu Eustachego Rylskiego to jedna z tych książek, które mnie trochę rozczarowały. Odniosłam wrażenie, że autor posłużył się zbyt wulgarnym słownictwem, pasującym raczej do sensacyjnych powieści dla mężczyzn niż do esejów o książkach. Podam kilka przykładów: „Bukszpan, skurwysyn, słyszałem, trzyma się jeszcze do dzisiaj” (s. 17), „nie terroryzuje nas żaden pieprzony Karamazow” (s. 136), „gdyby nosił inne nazwisko, tyle bachorów by mu się nie przytrafiło, nie miał jeszcze trzydziestki, a dzieci od cholery” (s. 21). James Joyce to według Rylskiego „irlandzka glista” (s. 29). Gdyby nie te nieprzyjemne słownictwo, czytałabym „Po śniadaniu” z większym zainteresowaniem.

Poglądy Rylskiego na literaturę różnią się od moich. Rylski twierdzi: „Nie zadaję sobie trudu, najmniejszego trudu, by tego, co opisuję, doświadczyć samemu, bo od tego mam wyobraźnię i intuicję i bardziej im wierzę niż doświadczeniu, gdybym, nie daj Bóg, został na nie skazany” (s. 33). A ja lubię, gdy pisarze czerpią z własnych przeżyć i obserwacji. 

W „Po śniadaniu” znajdują się także fragmenty bardzo ciekawe i ładne. Najbardziej podobał mi się esej o Iwaszkiewiczu, a najmniej ten o uczuciach autora do Hemingwaya.

---
Rylski Eustachy, „Po śniadaniu”, Świat Książki, 2009.

24 komentarze:

  1. Oj to mnie się nie podoba już ta książka z tych samych powodów, co tobie. Nie lubię słownictwa bulwarowego tam, gdzie nie ma to uzasadnienia; bohaterowie Zoli mogą sobie używać przekleństw i wulgaryzmów, ile wlezie, bo trudno, aby mówili językiem salonów, ale w takim przypadku nie rozumiem idei. I ja również lubię, jak autor pisze opierając się na doświadczeniach, wyobraźnia jest niezbędna, ale jądro wywodzi się jednak z doświadczenia, choć oczywiście są wyjątki (jak Remarque, który napisał wstrząsającą książkę o obozie zagłady Iskra życia nie mając obozowych doświadczeń). I sama też lubię przeżywać to czego doświadczam. Pisanie nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze wyprane z emocji nigdy nie zdobywa mojego serca. A swoją drogą jakiś plus w tym jest- przynajmniej nie chcę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W książce Rylskiego bulwarowe słownictwo nie ma najmniejszego uzasadnienia, ono bardzo razi. To nie jest powieść, tylko eseje o książkach. Autor chciał opowiedzieć o swoich fascynacjach literackich, zachęcić nas do czytania, więc dlaczego takie słownictwo? Dlaczego Joyce to "irlandzka glista"? Poza tym nie znoszę, gdy ktoś nazywa dzieci "bachorami".

      Rylski napisał jeszcze tak: Lubię kiedy o chorobach piszą zdrowi, o nieszczęściach – szczęśliwi, o słabościach – silni, a o przemijaniu – nieśmiertelni. A ja uważam, że najlepiej o chorobach piszą chorzy, bo zdrowy chorego nie rozumie, a o nieszczęściu - nieszczęśliwi.

      W sumie nie wiedziałam, jak ocenić tę książkę. Może nie zrażaj się moją opinią, innym blogerom "Po śniadaniu" się podobało :)

      Usuń
    2. Twoja opinia plus parę cytatów w zupełności mi wystarczy.

      Usuń
    3. Ja mam mieszane uczucia co do tego, czy lepiej pisać o własnym doświadczeniu czy odwołując się do cudzego. Bo z jednej strony oczywiście - nikt nie wie, jak to naprawdę jest, póki sam czegoś nie przeżyje. Z drugiej - próba zrozumienia innego to chyba jedno z najważniejszych zadań literatury, a do tego potrzebne jest właśnie wyjście poza własne doświadczenie. Poza tym owszem, książki o chorobie pisane przez chorych albo ich bliskich są prawdziwe, ale często po prostu średnie literacko: bo nie mogą nabrać odpowiedniego dystansu lub po prostu nie mają takich umiejętności, by odpowiednio ująć rzecz w słowa. I o ile nie można takiej książki ocenić jako "słabej" - bo przecież porusza, daje do myślenia, może nawet coś zmienia - to jednak arcydziełem też prawie nigdy nie jest. Zależy więc, czego akurat szukamy.

      Usuń
    4. Moim zdaniem pisarz może pisać o tym, czego nie przeżył, ale tylko pod warunkiem, że dokładnie poznał temat. Jeżeli chce pisać o chorych, powinien przeprowadzić wywiady z chorymi, poczytać na temat choroby, bo jeśli tego nie zrobi, książka okaże się kłamliwa i nieprzekonująca.

      Masz rację, że książki napisane przez chorych bardzo często okazują się słabe pod względem literackim. Np. "Życie po skoku" Mariusza Rokickiego to z jednej strony poruszająca relacja pełna szczegółów, które znać może tylko człowiek niepełnosprawny, z drugiej - książka napisana językiem średniej jakości. W dodatku autor jest bardzo dumny ze swoich wierszy, które są kiczowate i słabe. Zależy więc, czy czytelnik szuka piękna, czy prawdy :)

      Usuń
    5. No właśnie, dokładnie o to mi chodziło. Ja lubię, jeśli literatura zaspokaja obydwie moje potrzeby (i piękna, i prawdy). I dlatego też zwykle nie oceniam punktowo tego typu książek na blogu. Bo jak dać 6/10, kiedy ktoś szczerze opisuje swoje cierpienie? A jak dać 9/10, jak język przyprawia nieraz o dreszcze i zgrzytanie zębów?

      Usuń
    6. Książek, które zaspokajają zarówno potrzebę piękna, jak i potrzebę prawdy, nie ma zbyt wiele. Szkoda.
      Z przyznawaniem książkom ocen nieraz mam wielki problem. Najłatwiej oceniać gnioty - najniższa ocena i tyle :)

      Usuń
    7. U mnie nie ma najniższych ocen, bo nie mam tyle cierpliwości - książki, które mnie za bardzo drażnią, lądują z powrotem na półce :p

      Usuń
  2. Właśnie przeżyłam przykrą, krótką przygodę z "Obok Julii". Też przeszkadzało mi słownictwo, ale w całkiem inny sposób - autor budował skomplikowane konstrukcje słowne, w który całkowicie gubiła się treść i sens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...to mnie zmartwiłaś, a ja się tyle spodziewam po Julii.

      Usuń
    2. Ale moze Ci się spodoba. Moze to ja jestem marudna ;D

      Usuń
    3. "Obok Julii" przyniosłam z biblioteki kilka dni temu. Jeśli i ta książka mi się nie spodoba, na jakiś czas dam sobie spokój z poznawaniem twórczości Rylskiego. Za skomplikowanymi konstrukcjami słownymi też nie przepadam :)

      Usuń
  3. Cóż, słownictwo jak na eseje co najmniej oryginalne :) Mnie taki język strasznie drażni i kompletnie zraża do lektury, więc nie będę nawet próbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkozaurze, nie cała książka napisana jest takim językiem, Rylskiemu tylko od czasu do czasu wymyka się rynsztokowe słowo, więc może spróbuj :)

      Usuń
  4. Mam wrażenie, że Rylski lubi od czasu do czasu mącić wodę swoimi opiniami.;) Mnie przeszkadza głównie koturnowość i nadmierna kwiecistość jego języka. Tego zbioru nie byłam w stanie doczytać nawet do połowy, drażnił mnie. Ale mam nadzieję, że w "Obok Julii" wreszcie pozytywnie mnie zaskoczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwidoczniej lubi...
      "Inną powieścią byłby Proces, gdyby Franz Kafka był niski i krępy, Rozmowa w katedrze czym innym, gdyby Llosa nie był efektowniejszą wersją Rocka Hudsona, Leśmian w życiu nie napisałby Łąki, gdyby mu dołożyć trzydzieści centymetrów wzrostu" - to kolejna kontrowersyjna opinia Rylskiego. Nie wiem, czy się z nią zgodzić, czy nie. Raczej chyba nie :)

      Usuń
    2. Są tacy, którzy twierdzą, że mężczyzna niski ma kompleksy i przez to często knuje.;) Nie ma pojęcia, jak to się przekłada na literaturę.;(

      Usuń
    3. Trzeba by kiedy wypisać pisarzy o niskim wzroście i o wysokim i porównać ich utwory :)

      Usuń
  5. Warunek mnie zachwycił, ale czytałam tylko tę jedną pozycję. Ze zdumieniem czytam opis "Po śniadaniu", nawet nie chodzi mi o wtręty językowe, ale o kontrowersyjne wypowiedzi... Przecieram oczy ze zdumienia...według tej logiki o książkach - recenzje - powinni pisać Ci, co ich nie czytają...no bo przecież nie Ci, którzy lubią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy blogerzy tak właśnie czynią - piszą recenzje o książce, której nie przeczytali do końca :)
      W "Po śniadaniu" znajdują się zarówno wypowiedzi kontrowersyjne, jak i takie, z którymi chyba każdy się zgodzi. Podoba mi się to, że Rylski ceni niemodnego dziś Iwaszkiewicza i że "Panny z Wilka" uważa za jedno z najpiękniejszych opowiadań na świecie.

      Usuń
    2. ..i tak się zdarza. Mam świeżutko nabytą książkę "Obok Julii" i jeśli się zaprzyjaźnimy, poszukam resztę książek:)

      Usuń
    3. "Obok Julii" wypożyczyłam z biblioteki, ale jeszcze nie zaczęłam czytać :)

      Usuń
  6. też wolę, kiedy autor pisze z doświadczenia a nie z wyobraźni. historie oparte na faktach już we wstępie mają u mnie przewagę i łatwo da się je poznać, bardziej emocjonalnym stylem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym, że historie oparte na faktach napisane są bardziej emocjonalnym stylem i zawierają o wiele więcej szczegółów niż te, których autor posługiwał się tylko wyobraźnią :)

      Usuń