30.03.2012

„Pamiętnik Mroczka” Kraszewski

„Pamiętnik Mroczka” to niedługa książka w formie pamiętnika. Ubogi szlachcic o nazwisku Mroczek opisuje niezwykłe wypadki ze swego życia. Ma wiele do opowiedzenia, albowiem brał udział w bitwie pod Wiedniem w roku 1683, w dość niezwykły sposób poznał króla Sobieskiego, wzbogacił się i gorąco kochał piękną starościankę Helenę.

O czasach dzieciństwa napisał bardzo niewiele. Po śmierci ojca, ubogiego szlachcica, tułał się z wraz z matką po obcych kątach, mieszkał na łasce u krewnych. Gdy dorósł, okazało się, że stryj zostawił mu w spadku wieś Wulkę. Dworek w Wulce był ogołocony ze wszelkich wartościowych rzeczy. „Jak żyw, takiej pustki i zniszczenia nie widziałem, dezolacji i ruiny”[1] – wspomina Mroczek. Ale i tak się cieszył, że ma wreszcie własny kąt, swoje miejsce na ziemi. Żałował tylko, że jego mama nie dożyła tych lepszych czasów.

Kiedy Mroczek został panem na włościach i zakochał się, zapragnął się wzbogacić. Okazją do zdobycia majątku stał się udział w bitwie pod Wiedniem. Mroczek, podobnie jak i inni Polacy, powrócił z wozem pełnym tureckich zdobyczy. Część cudowności sam zrabował, inne kupił za bezcen po drodze. Wśród łupów znajdował się m.in. pas diamentowy warty tyle, co cała wioska. Mroczek uważa, że „mnie Bóg pobłogosławił w tej wyprawie”[2]. Opis marszu w orszaku króla oraz bitwy pod Wiedniem zajmuje w książce dużo miejsca.

Jaki jest główny bohater, Mroczek? To osobnik honorowy i nieustraszony, choć też niezbyt skromny. Nie chce przyjąć do wiadomości, że jako chudopachołek nie powinien starać się o rękę tak bogatej i ustosunkowanej panny jak Helena. Ma dobre serce, bo rozpaczał po śmierci bliskich osób. Bardzo kocha swego konia Pyladesa, uważa go za najdroższego przyjaciela. O Pyladesie pisze być może z przesadą, bo trudno uwierzyć w to, że koń ocalił mu życie. Według relacji Mroczka towarzysze spod Wiednia tak powiedzieli: „Toście też podobno swemu koniowi życie winni, bo gdyście się z niego zsunęli, wiele krwi utraciwszy, stanął nad wami, rozparłszy się, i nikomu przystąpić nie dawał, dopókiśmy was nie znaleźli; gryzł a rwał się, obraniając, by was nie stratowano”[3].

Bitwa pod Wiedniem
Bohaterowie są różni, jak to u Kraszewskiego. Dosyć ciekawą postacią wydała mi się pani podczaszyna. Jako młoda kobieta straciła ona męża i sześcioro dzieci. Kiedy została sama na świecie, założyła nietypową rodzinę. Przyjęła do swego zamku 20 ubogich i poczciwych panien ze szlacheckich rodów. Gdy panny dorastały, znajdowała im mężów, a potem dowiadywała się o ich losy i wysyłała im prezenty. I to właśnie pani podczaszyna zainteresowała się bardzo miłością Mroczka i Heleny. 

Moja ocena 4/6.

---
[1] J.I. Kraszewski, „Pamiętnik Mroczka”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1984, str. 29.
[2] Tamże, str. 112. 
[3] Tamże, str. 91.

28.03.2012

„Chirurg” Tess Gerritsen

 


Boston, gorące lato...

Elena Ortiz mieszkała na pierwszym piętrze. Pewnej nocy przez okienko w łazience wszedł nieznany osobnik, związał kobietę, po czym – uwaga, będzie strasznie! – wyciął jej macicę. Przyglądał się przerażonej, konającej ofierze, w końcu podciął jej gardło. Użył skalpela tak jak prawdziwy chirurg, jednak nie zastosował znieczulenia. Chciał, by bardzo cierpiała.

19.03.2012

„Ostatni stoik” John Galsworthy

Rok 1905. Sala konferencyjna Wyspiarskiego Towarzystwa Żeglugi w Liverpoolu. Osiemdziesięcioletni, na wpół sparaliżowany pan Heythorp, prezes Towarzystwa, spotyka się z agresywnymi panami wchodzącymi w skład rady nadzorczej. Żądają oni, by Heythorp albo ogłosił bankructwo, albo podwyższył ich roczne pensje do 1500 funtów. Prezesowi udaje się uzyskać miesiąc zwłoki.

Starzec zauważa, że ludzie traktują go lekceważąco, uważają, że stoi on jedną nogą w grobie, że już niczego nie dokona i powinien ustąpić z pola walki. Złości go to i stara się nadal stawiać na swoim. Najbardziej ceni niezależność i wie, że człowiek może być niezależny tylko dzięki pieniądzom. Chciałby przed śmiercią zabezpieczyć przyszłość swoich wnuków, Phylis i Jocka, które są dziećmi jego nieślubnego syna. To jedyne osoby, które kocha i o które się troszczy.

Pan Heythorp mieszka w wielkim domu ze służbą oraz z córką Adelą. Nie lubi córki, nazywa ją „dewotką z długą gębą”[1] albo też „suchą tyką, przeżartą przez pobożność wypływającą jedynie z seksualnego niedosytu”[2].

Książka jest króciutka. Dobrze napisana, ale niezbyt pasjonująca. Bohaterowie wciąż troszczą się o pieniądze, pieniądz jest ich bóstwem, nie przykładają wagi do więzi rodzinnych ani do moralności. Niektóre postacie z tej powieści, takie jak bezwzględny adwokat Ventnor, są bardzo odrażające.

Galsworthy Nagrodę Nobla otrzymał w roku 1932. Jego najwybitniejsze dzieło to „Saga rodu Forsyte'ów”. 

---
[1] John Galsworthy, "Ostatni stoik", tł. Izabela Czermakowa, Książka i Wiedza, 1976, str. 111.
[2] Tamże, str. 137.

13.03.2012

„Pod Blachą” Kraszewski

Pod koniec osiemnastego wieku do Warszawy przyjeżdża wiejski szlachcic pan Burzymowski ze swoją śliczną córką Sylwią. Lęka się, by jedynaczka nie wpadła w towarzystwo „roztrzpiotane i rozpasane”[1]. A tu jak na złość w austerii spotyka znajomego, który zaznajamia go z „rozpasanym” towarzystwem. W dodatku kiedy Sylwia wygląda przez okno, zauważa ją sam książę Poniatowski. Ku zgryzocie ojca Sylwia staje się obiektem westchnień księcia i zostaje zaproszona do Pałacu Pod Blachą.

Najsympatyczniejszym bohaterem powieści jest pan Burzymowski, człowiek bardzo poczciwy, którego jedyną wadą jest niechlujstwo. Ale jakie to niechlujstwo! „Jako prawdziwy szlachcic polski lubił móc sobie plunąć, gdzie mu się podobało, nie potrzebując szanować posadzki, położyć się w zabłoconych butach, nie oglądając się na obicie kanapy, rękę zbrukaną otrzeć naprędce w firankę”[2]. Słabo mi się robi, gdy próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądał dom tego pana :-)

Burzymowski jest patriotą, nienawidzi francuskiej mowy i kocha swoją jedynaczkę nad życie. Wyznaje zasadę: „Na to ja, abym córce służył, a worek mój, aby w nim czerpała”[3]. A jak wygląda? „Facjata była dobroduszna, bez dobitnego charakteru własnego, odznaczająca na pierwszy rzut oka człowieka miękkiego, który by rad czuba sobie nastawić i wydawać się groźnym, aby go nie sponiewierano”[4].

W tym oto księciu zakochała się
bohaterka powieści Kraszewskiego
Tak więc córka tego poczciwca nawiązuje znajomość z „rozpasanym” towarzystwem i z księciem Józefem Poniatowskim. Książę prowadzi hulaszcze życie, ale według Kraszewskiego to nie powód do zmartwienia, bo: „mniemam, że wszystko, co czyni, potrzebnym mu jest tylko do zamaskowania się, do przekonania Prusaków, że o szabli zapomniał, że żadnych już nie żywi nadziei i zamiarów nie ma”[5]. Poniatowski tak mówi do Sylwii: „Tego ja chcę - zamydlam im oczy, ściskam ich, kłaniam się, jesteśmy z nimi w najpiękniejszej zgodzie - a - słuchaj - słowo ci daję na to, że tą szablą tłuc ich będę”[6].

Akcja toczy się w austerii, w apartamencie wynajętym przez pana Burzymowskiego, w kilku salonach i w pałacu. W powieści znajdziemy opis pojedynku, natrafimy na postacie znane z historii, takie jak pani Vauban, Ignacy Krasicki, Stanisław Staszic, pan Bogusławski i oczywiście sam książę Poniatowski. Warszawskie towarzystwo przedstawione jest jako do cna zepsute, nienawidzące wszystkiego, co polskie. „Ale któż przyzwoity chodzi na polski teatr Bogusławskiego? Szewcy i krawcy”[7] - uważają arystokraci. Wystrojone kobiety ukazane są jako puste istoty, wyperfumowana pani Habąkowa zostaje określona jako osoba, która „pachnie, aż śmierdzi”[8].

Pałac Pod Blachą
Powieść „Pod Blachą” ukazała się w roku 1881. Składa się z trzech niezbyt grubych tomów oraz z epilogu, z którego dowiemy się o dalszych dziejach Sylwii i jej ojca. Książki tej nie zaliczyłabym do dzieł pasjonujących i wybitnych. Książę wypada nieprzekonująco, pani de Vauban przedstawiona jest jako niewinna kobieta...

Moja ocena - tylko 3/6.

---
[1] J.I. Kraszewski, „Pod Blachą”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, str. 33.
[2] Tamże, str. 33.
[3] Tamże, str. 218.
[4] Tamże, str. 8.
[5] Tamże, str. 68.
[6] Tamżę, str. 92.
[7] Tamże, str. 45.
[8] Tamże, str. 51.

8.03.2012

„Nagroda literacka” Günter de Bruyn

Książki o pisarzach nadzwyczaj lubię. Znam już „Cień pisarza, „Martina Edena” i kilka innych. „Nagroda literacka” to też powieść o pisarzu. Jest on Niemcem, nazywa się Paul Schuster i akurat przyznano mu ważną nagrodę literacką. Mowę pochwalną ma wygłosić Teo Oveck, dawniejszy przyjaciel Paula.

Akcja toczy się w latach siedemdziesiątych, dwutorowo. Obserwujemy teraźniejszość, problemy Teo, jego żony Ireny i córki Kornelii oraz cofamy się do przeszłości, kiedy to Paul i Teo byli jeszcze młodymi chłopcami i kochali się w tej samej dziewczynie, Irenie. Irena wybrała Paula. Z książki wynika, że nie jest łatwo być dziewczyną pisarza. Irena sama musiała troszczyć się o płacenie rachunków i zaopatrzenie lodówki, bo Paul nie interesował się praktycznymi sprawami, wciąż coś gryzmolił i jakby tego było mało, godzinami odczytywał jej swoją nudną pisaninę. Musiała słuchać uważnie i „nawet po kilku godzinach nie mogła wstać, aby zapuścić rolety, dołożyć węgla”[1]. Ponadto podczas czytania dzieł „nie wolno jej było robić na drutach, szyć czy też opiłowywać paznokci”[2]. Biedaczka...

„Nagroda literacka” to powieść napisana prawidłowo, poprawnie, ale bez polotu. Nie potrafiłam się nią zainteresować. Zastanawiałam się nawet, czy podczas czytania nie zacząć robić na drutach lub szyć...

Moja ocena: 3/6.

---
[1] Günter de Bruyn, „Nagroda literacka”, PIW, 1979, str. 21.
[2] Tamże.

2.03.2012

„Tristan 1946” Maria Kuncewiczowa


W „Tristanie 1946” Marii Kuncewiczowej występują elementy powieści psychologicznej, wielkiej miłosnej historii oraz mitu. Rok 1946. Do Anglii przybywa młody Polak, Michał, który zamiast bagażu przywozi ze sobą słoik z ludzkim językiem. Język ten Michał odciął Niemcowi, spotkanemu już po ukończeniu wojny w lesie. Zrobił to z zemsty, gdyż w czasie okupacji wiele wycierpiał, zabito jego ojca, a także kobietę, z którą ojciec mieszkał.

Podczas gdy Michał przeżywał piekło, jego matka, Wanda Gaszyńska, wiodła bezpieczny żywot w Anglii. Związała się z mężczyzną o imieniu Freddie i uchodziła za jego żonę, a także za kobietę bezdzietną. Chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się w okupowanej Polsce. Nie dowiadywała się o losy syna, bo czuła do niego urazę za to, że w chwili wybuchu wojny nie uciekł wraz z nią za granicę. A gdy w roku 1946 Michał przyjechał do Anglii, nie spieszyła się, by go zobaczyć - umieściła go u londyńskiego przyjaciela i ostrożnie przyzwyczajała się do myśli, że wkrótce się spotkają.

Swoją ukochaną Kathleen Michał poznał w londyńskim szpitalu, gdzie leczył chory kręgosłup, a ona pracowała jako laborantka. Chciała jak najszybciej wyprowadzić się z domu, uciec od despotycznego, skąpego ojca. Gdy Michał zaproponował, że załatwi jej pracę u „króla psychologów”, Bradley'a, chętnie się zgodziła. Miała zostać sekretarką tego bogatego starca, jednak szybko wzięła z nim ślub, co nie przeszkodziło jej w nawiązaniu romansu z Michałem.

Ważnym bohaterem powieści jest siedemdziesięcioletni profesor Bradley. Człowiek ten poślubił młodziutką Kathleen. Od początku nie darzyłam go sympatią, ponieważ nie popieram małżeństw z tak wielką różnicą wieku. Starość i świeżutka młodość? Brr. Być może się ze mną nie zgodzicie, ale ja ten rodzaj związków uważam za ohydny. Czego Bradley się spodziewał, żeniąc się z Kathleen? Miłości? Wierności? Był znawcą psychologii, powinien więc przewidzieć, że młodziutka dziewczyna nie poczuje się w tym małżeństwie szczęśliwa, a on sam stanie się obiektem żarcików i niezdrowej ciekawości otoczenia. Jego zachowanie źle świadczy o psychologach. Twierdzą, że znają tajniki ludzkiej psychiki, a sami robią podstawowe życiowe błędy.

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia kilku osób. Każda z postaci inaczej patrzy na świat i inaczej ocenia sytuację kochanków. Najbardziej zaciekawiły mnie wypowiedzi Wandy oraz starego kawalera Franciszka. Natomiast partie tekstu, których narratorką była Kathleen, wydały mi się mało inteligentne i denerwujące. Nie rozumiem, dlaczego studentka nie dzieli swojej wypowiedzi na zdania. Potok słów, który płynie z jej ust, kojarzy mi się z bełkotem osoby chorej psychicznie. Oto przykłady jej mowy: „Nie wiedziałam że może być jeszcze większe szczęście można być razem całą noc kochać się bez pośpiechu kochać ręce i nogi i plecy i piersi i nos i usta i milczenie moje kochane milczenie i razem czekać bez pośpiechu kiedy się świat zawali i będzie wieczność”[1], „nie ma nikogo nie ma tylko my”[2]. Ta studentka psychofizjologii posługuje się też dziwnymi metaforami, mówi na przykład, że jej mąż pod figowym listkiem ukrywa „brzydką narośl”.

Autorka tak skonstruowała powieść, by losy kochanków w Anglii były powtórzeniem losów Tristana i Izoldy. Bradley to odpowiednik króla Marka, Kathleen to Izolda, Michał to Tristan. Jednak partie tekstu, w których Kuncewiczowa nawiązuje do celtyckiej legendy, rażą sztucznością. W książce znajduje się na przykład taka oto scena: Wanda dowiaduje się, że jej syn odciął człowiekowi język. Reaguje w sposób osobliwy: sięga po „Tristana i Izoldę” i szuka w tekście fragmentu, w którym opisane jest, jak Tristan odcina smokowi język. Sztuczne to bardzo, prawda?

Bohaterowie są indywidualistami, gorszą spokojnych Anglików, nie dostosowują się do norm społecznych. Bardzo dotkliwie odczuwają samotność. Często zachowują się też niemoralnie - Michał zabija człowieka, podnosi rękę na kobietę, Kathleen wychodzi za mąż dla pieniędzy i bez skrupułów zdradza męża. Matce syn wydaje się obcy, syn chętniej spędza czas ze swoim psem niż z matką. Uczucia Wandy do syna wydają są chłodne, więcej jest w nich przyjaźni niż gorącej matczynej miłości.

Wątek profanacji zwłok wzbudził mój sprzeciw. Wiem, że tuż po ukończeniu wojny ofiary mściły się na przedstawicielach znienawidzonego narodu, ale nie słyszałam nigdy o przypadku, by Polacy - niczym Aztekowie - odcinali trupom części ciała i nosili je ze sobą (dobrze jeszcze, że Michał nie powiesił sobie tego jęzora na szyi).

Czas na podsumowanie. Nie umiałam polubić ani barbarzyńskiego Michała, ani jego chłodnej w uczuciach matki, ani dziewczyny wychodzącej za mąż dla pieniędzy za starca, ani też samego starca. Najsympatyczniejszym bohaterem wydał mi się Franciszek. Za największy atut „Tristana 1946” uważam piękny język. Bardzo podobały mi się opisy Kornwalii. Powieść jest trochę kontrowersyjna, ale warta przeczytania.

---
[1] Maria Kuncewiczowa, „Tristan 1946”, Czytelnik, 1967, str. 172.
[2] Tamże, str. 174.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Marzec z Marią.