19.01.2012

„Przymierze z dzieckiem” Maria Kuncewiczowa






Czy zauważyliście, że w literaturze polskiej przez wiele, bardzo wiele lat pisarze raczej unikali takich tematów jak nieudane macierzyństwo, niechęć do własnego dziecka, trudy porodu? Nie mam pojęcia, czy ktoś oprócz Żeromskiego[1] przedstawił cienie macierzyństwa, gdyż ja, namiętna czytelniczka, nigdy się na taki opis nie natknęłam. Mówię oczywiście o książkach napisanych przed wojną, dawniejszych, bo we współczesnych powieściach aż roi się od takich wątków.

Przez dziesiątki lat milczenie okrywało ten temat, tak przecież dla kobiet ważny. I dopiero w roku 1926 poruszyła go Maria Kuncewiczowa w nowelce „Przymierze z dzieckiem”. Bohaterką tej nowelki jest Teresa - ukazana najpierw jako młoda dziewczyna, potem mężatka, a wreszcie matka. Dobrze sytuowana, kulturalna, kochająca męża. W jej życiu wszystko przebiegało prawidłowo aż do czasu, gdy zaszła w ciążę. Wtedy coś się zmieniło.

Jak tysiące kobiet, Teresa spodziewała się, że doświadczy jakichś wielkich uczuć. Ale przyszły do niej uczucia szare i brzydkie, takie, o jakich raczej nikomu nie można powiedzieć, bo budzą niezrozumienie i pogardę. Ciąża, pierwsze dni i tygodnie macierzyństwa przytłoczyły młodą matkę, okazały się ponurą groteską. Teresa bardzo silnie odczuła upokorzenie podczas porodu, potem martwiła się oszpeceniem swojego ciała. Obwisłe, wielkie piersi pełne mleka nie napełniały jej dumą. Noworodek wydał jej się obcym tworem, z którym nie czuła żadnej więzi. Te uczucia Teresa musiała ukrywać, by nie zostać potępioną przez otoczenie i nazwaną wyrodną matką.

Swoją odważną, nowatorską nowelkę Kuncewiczowa zamieściła w Bluszczu, znanym piśmie dla kobiet. Ale czytelniczki nie przyjęły jej ciepło. Nie chciały czytać o tym, że poród może być postrzegany przez matkę jako gwałt, a dzieciaczek uważany za „prześladowcę”, „drzazgę”, „strzygę” i „mały twór”, bo takich określeń używała autorka. Nie chciały czytać o fizjologicznych szczegółach porodu, o bolących piersiach i ociężałym ciele, o dziwnym smutku i niechęci do świata. Rozgniewane chwyciły za pióra i zasypały redakcję Bluszczu listami, nazywając go pismem nieprzyzwoitym i gorszącym.

Maria Kuncewiczowa mogła się przekonać, że dwudziestolecie międzywojenne to zbyt wczesny okres na tak odważne tematy, że Polki wolą żyć w zakłamaniu niż dopuścić do siebie prawdę, która brzmi następująco: nie zawsze umiemy cieszyć się swoim noworodkiem. Kuncewiczowa uważała, że wbrew ówczesnym poglądom instynkt macierzyński to mit, do dziecka kobieta musi się przyzwyczaić, zawrzeć z nim przymierze. Miłość rodzi się powoli, z przyzwyczajenia, ze wspólnego przebywania ze sobą, na tej zasadzie, na jakiej tworzymy więzi z każdym innym człowiekiem.

I kilka słów o języku. „Przymierze z dzieckiem” pochodzi z wczesnego okresu twórczości Kuncewiczowej. I to widać. Napisane jest zawiłym stylem oraz zawiera zbyt wielką liczbę metafor. Metafory w nadmiarze męczą czytelnika, choć też trzeba przyznać, że są piękne i trafne. Zobaczcie: „Kiedy żuła cicho swój ból, wodząc półżywą źrenicą po twarzach, siadały na jej czole, na szyi i piersiach niefrasobliwe myśli pielęgniarek. Zdawać by się mogło, że to motyle tańczą nad ścierwem”[2]. Pielęgniarki autorka nazwała „furiami w kitlach”, o lekarzu odbierającym poród napisała, że jego „kosmata łapa krzątała się wśród omdlałości ciała niczym skorpion wśród ziela”[3].

„Przymierze z dzieckiem” jest rewelacyjne w warstwie psychologicznej, rzetelnie przedstawia uczucia młodej matki. W Teresie niejedna kobieta odnajdzie cząstkę siebie. I choć w naszych czasach nowelka nikogo już nie zaszokuje, bo wszyscy wiemy, że istnieje coś takiego jak depresja poporodowa i tzw. baby blues, warto, by bardziej zaawansowani czytelnicy po nią sięgnęli.

---
[1] Chodzi oczywiście o „Dzieje grzechu” Stefana Żeromskiego.
[2] Maria Kuncewiczowa, „Przymierze z dzieckiem” zamieszczone w zbiorze „Twarz mężczyzny”, wyd. Pax, 1986 , str. 97.
[3] Tamże, str. 98.

Napisane 2011-08-04.

2 komentarze:

  1. Jak mogłaś przeczytać u mnie nie polecam na książkę pierwszego kontaktu ze względu na język właśnie. Portret Tereski pięknie namalowany :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, bo ta książka to sprawdzian wytrwałości czytelniczej. Czytając, byłam ciekawa, czy przebrnę przez nią, czy nie :-)

    OdpowiedzUsuń