31.01.2012

„Cień pisarza” Philip Roth


Philip Roth znany jest przede wszystkim z „Kompleksu Portnoya”, książki, przez którą nie mogłam przebrnąć. Zatrzymałam się przy scenie w łaźni, kiedy narrator opisuje wygląd „szlonga” swojego ojca i powiedziałam sobie: nigdy więcej Rotha, to jakiś paskudny pisarz, owszem, zdolny bardzo, tworzy świetne dialogi, ale te jego pomysły!... Nie interesuje mnie to i w dodatku brzydzi. Nigdy więcej! Jednak po kilku miesiącach w moje ręce wpadł „Cień pisarza” i postanowiłam, że dam Rothowi jeszcze jedną szansę. Podjęłam wyjątkowo dobrą decyzję, bo „Cień pisarza” okazał się fascynującą książką, prawdziwą gratką dla osoby ciekawej tajemnic pisarskiego warsztatu i pisarskiego światka.

O czym to jest? 

„Cień pisarza” opowiada o tym, co mnie jako czytelnika interesuje najbardziej: o tajnikach pisania i powołania. Bohaterem książki jest Natan Zuckerman, młody, początkujący pisarz z bardzo wielkimi ambicjami. Przybywa on do domu znanego pisarza Lonoffa, by odkryć tajniki jego warsztatu i - powiedzmy wprost - podglądać jego prywatne życie. Gotów jest wskakiwać na stołek i przykładać ucho do sufitu, by podsłuchać rozmowy Lonoffa, a czego nie dosłyszy, nadrobi swoją bujną wyobraźnią. Uda mu się co nieco odkryć, ale ze zrozumiałych względów o tym nie napiszę. Bo i nie to mnie w książce najbardziej zaciekawiło. 

Idąc za swoim powołaniem, Natan przysporzył ojcu wiele zmartwień, zbulwersował żydowskie środowisko, w którym się wychował. Otóż coś go podkusiło, by opisać niechlubny epizod z dziejów swojej rodziny, i stworzył opowieść o Żydach śmiesznych, leniwych, kłótliwych. Jego bliscy zażądali, by zniszczył ten tekst i napisał o Żydach pobożnych, pracowitych, godnych podziwu, bo przecież swoich rodaków trzeba chwalić, ukazywać w jak najlepszym świetle, tym bardziej, że na świecie mało jest miłości do narodu żydowskiego. Własnego gniazda nie wolno kalać, a on to zrobił. Ale Natan nie zechciał, a może raczej nie mógł ze swojego pomysłu zrezygnować, bo to „coś”, co kazało mu pisać, to nie malutka zachcianka, ale ogromna siła, silniejsza od potrzeby bycia w dobrych stosunkach z rodziną, silniejsza niż pochwały, niż miłość ojca, niż poczucie moralności. 
Czyż Joyce, czyż Flaubert, czyż Thomas Wolfe, romantyczny geniusz z moich studenckich lektur, czyż oni wszyscy nie spotkali się z zarzutami nielojalności, nieuczciwości czy niemoralności ze strony tych, którzy poczuli się zniesławieni ich książkami? Jak sam sędzia wiedział, historia literatury to po części historia powieściopisarzy, co doprowadzają do furii swoich rodaków, krewnych czy przyjaciół* - zastanawiał się krnąbrny Natan. 
Powieść Rotha pokazuje, że niektórymi pisarzami miotają wielkie wewnętrzne konflikty i że moralność pisarska to niełatwa sprawa. Jaki powinien być prawdziwy pisarz? Czy powinien pisać tylko o tym, co chlubne i właściwe, czy też szczerze i bez żadnych ograniczeń pisać prawdę i tylko prawdę, nawet kosztem sprawienia bólu najbliższym osobom? 

Nie wiem, jak inni, ale ja wolę czytać powieści pisarzy bezkompromisowych, tych „niegrzecznych” i idących pod prąd. 

„Cień pisarza” jest warsztatowo bardzo dobry, ma przemyślaną konstrukcję. Choć akcja dzieje się w ciągu zaledwie jednej doby i Roth poruszył mnóstwo problemów, książka nie sprawia wrażenia przeładowanej i zagęszczonej. Roth jest mistrzem słowa, aż chce się wybrane strony odczytać jeszcze raz i oczywiście obowiązkowo sięgnąć po następne części cyklu o Zuckermanie. 

Bardzo spodobała mi się ta książka i chciałabym innych do niej zachęcić. Czy mi się uda? Pewnie nie, ale przynajmniej spróbuję. Myślę, że na pierwsze spotkanie z Rothem ta powieść będzie w sam raz. 

---
* Philip Roth, „Cień pisarza”, tłum. J. Zieliński, wyd. Tenten, 1991, str. 84.

 Napisane 2010-03-17

1 komentarz:

  1. Nie wiem, jak inni, ale ja wolę czytać powieści pisarzy bezkompromisowych, tych "niegrzecznych" i idących pod prąd.

    Ha, ha! Za wyjątkiem pani Kofty?

    OdpowiedzUsuń